Wywiad z Kingą Rusin: Ludzie żyją w totalnej niewiedzy i są podatni na tanią propagandę

0

Coś mi mówi, że na playliście Kingi Rusin króluje od dłuższego czasu hicior „Time of my life”, bo dziennikarka naprawdę nie może narzekać – prowadzi dwa duże programy w TVN, jej firma kosmetyczna świetnie radzi sobie na rynku, a do tego fantastycznie wygląda. Unoszącej się wokół niej aury sukcesu nie są w stanie zburzyć nawet zagorzali hejterzy, którym podnosi ciśnienie swoją głośną walkę o ochronę środowiska. Kilka tygodni temu miałem okazję porozmawiać z Kingą podczas konferencji prasowej i wprawdzie było to tylko 5 minut, ale dobre i to. Zapraszam do szybkiej lektury!
 
grabari.pl: „Agent” to pierwszy od czasów „You Can Dance” program stricte rozrywkowy, w który się Pani zaangażowała. Domyślam się, że takich propozycji, o których nie wiemy, a które Pani odrzucała w międzyczasie, było więcej?
 
Kinga Rusin: W ciągu 25 lat mojej pracy w telewizji były może ze dwie takie sytuacje, w których nie zgodziłam się przyjąć propozycji poprowadzenia danego programu, bo uważałam, że kompletnie nie pasuje do mojego emploi i więcej stracę niż zyskam. Jeżeli pomysł był słaby, to żadna sława, ani pieniądze nie były mnie w stanie przekonać. Muszę to czuć.
 
W takim razie co zadecydowało o tym, że to właśnie „Agent” dostał i wciąż dostaje od Pani zielone światło?
 
„Agent” jest fascynującym programem, z którym wiążą się podróże, przygody, gra, zabawa, powrót trochę do czasów harcerskich, bo my czasami naprawdę czujemy się tam jak dzieci na koloniach. Wielki, światowy format święcący triumfy na całym świecie. W Holandii doczekał się aż 18 edycji! To duża, olbrzymia wręcz produkcja z największymi profesjonalistami, zarówno ze stacji TVN, jak i po stronie producenta zewnętrznego. Wszystko przemawia za tym programem, nic przeciwko.
 
Program w całości kręcony jest za granicą – czy to dodatkowe wyzwanie dla Pani i całej ekipy?
 
My mamy tam takich fachowców, że absolutnie o nic nie musimy się martwić, niezależnie czy kręcilibyśmy w Polsce, Argentynie czy tak jak teraz w Azji. Samych kierowników jest kilku, do tego dwóch producentów i cała reszta bardzo licznej, około 70 osobowej ekipy, więc wszystko jest niesamowicie zorganizowane i zawsze na czas. Tutaj każdy za coś odpowiada, włączając w to ludzi, którzy odpowiadają za casting i dobór uczestników. Oni zjedli na tym zęby! To jest jak dobrze naoliwiona machina, tam nigdy nie zdarzyła się sytuacja, że nie wiedzieliśmy, co mamy robić albo traciliśmy czas na jakieś ustalenia robione na bieżąco. W takich warunkach praca przebiega naprawdę idealnie i to wcale nie jest tak, że to jest jakiś standard. Pracowałam przy wielu produkcjach i nie o wszystkich mogę to powiedzieć, bo niektóre pod względem organizacyjnym były po prostu fatalne i to wywoływało niepotrzebnie jakieś negatywne emocje. Ta jest, bez dwóch zdań, fenomenalna.
 
Przy takiej produkcji jest miejsce na czas wolny i jakąkolwiek integrację?
 
Po pierwsze, nie ma czegoś takiego jak czas wolny podczas zdjęć do programu. Po drugie, wymogiem formatu jest to, że osoba prowadząca nie może spędzać czasu z uczestnikami, bo potencjalnie mogłaby przekazać im informacje pomocne w późniejszej rozgrywce. Znam scenariusz i absolutnie nie może być takich podejrzeń, w związku z czym zazwyczaj jestem sama, mieszkam w zupełnie innym hotelu, na plan przyjeżdżam innym transportem, w innych miejscach się stołujemy.
 
Bardzo mocno angażuje się Pani społecznie, co bardzo mi się podoba już w samym założeniu – osoba publiczna, gwiazda, wykorzystuje popularność w słusznej sprawie. Jednocześnie pojawiają się głosy, które próbują deprecjonować Pani fachowość w temacie ochrony środowiska dokładnie z tego samego powodu – bo „pani z telewizji” nie może mieć w mniemaniu niektórych fachowej wiedzy na temat inny niż media czy show-biznes. Takie głosy zniechęcają Panią do działania?
 
Absolutnie nie interesują mnie takie uwagi, bo każdy obywatel tego kraju ma jeszcze przysługujące nam konstytucyjnie prawo do wypowiadania swojego zdania, więc nikt mi nie zamknie ust. Tym bardziej, że mam rację. Ostatnia wizyta w Sejmie nie była moją pierwszą i jeśli trzeba będzie, jeśli sprawa będzie tego wymagać to będę przychodzić. Nikt mnie stamtąd nie wyrzuci.
 
A jak tę działalność odbierają Pani fani, obserwatorzy, ludzie skupieni wokół Pani kanałów w sieci? Z tego co obserwuję, taka „waleczna Kinga” bardzo im się podoba.
 
Odbiór jest fantastyczny. W końcu! Mówię „w końcu”, bo ja się ochroną środowiska interesują od wielu lat i moje posty związane z tym tematem były kompletnie ignorowane przez ludzi śledzących moje kanały na social mediach, nie miały ani lajków, ani komentarzy. Teraz to się zmieniło, takie wpisy budzą mnóstwo emocji i bardzo dużo osób angażuje się w dyskusję, a to mnie bardzo cieszy. Jeżeli przegramy nawet bitwę, to i tak wygramy wojnę. 99,7% społeczeństwa to NIE są myśliwi i trudno, żeby w pewnym momencie większość jednak nie wygrała.
 
Rzeczywiście, bardzo często pod tymi wpisami dochodzi do gorących dyskusji. Chętnie bierze w nich Pani udział?
 
Oczywiście, jeśli tylko mam czas to się angażuję i chętnie edukuję, bo ludzie bardzo często żyją w totalnej niewiedzy albo są podatni na tanią propagandę, nie mając czasu, ani ochoty, żeby wgłębiać się w szczegóły. Ja mam tę wiedzę, więc czemu nie miałabym się nią dzielić?
 
Zobacz też: Relacja z premiery filmu „Pitbull: Ostatni pies”
 

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here