Scenarzyści emitowanego przez TVN serialu „Druga szansa” postanowili w nowym sezonie produkcji znów mocno doświadczyć główną bohaterkę, Monikę Borecką. Postać grana przez Małgorzatę Kożuchowską pada ofiarą gwałtu, a twórcy postanowili wykorzystać to jako przyczynek do szerszej dyskusji. W tym celu kilka tygodni temu odbyła się specjalna konferencja prasowa serialu, podczas której skupiono się tylko i wyłącznie na kwestii przemocy wobec kobiet. A obok tej ciężko przejść obojętnie, bo chociaż statystyki przywoływane przez rozmaite badania mogą się różnić, nie ma wątpliwości, że minimum 3/4 polskich kobiet doświadczyło w swoim życiu jakiejś formy molestowania, a 1/5 gwałtu. To zatrważające liczby, a równie dużo pracy trzeba wykonać nie tylko aby zapobiegać takim sytuacjom, ale i je zgłaszać odpowiednim organom już po fakcie. O tym, jak serial może pomóc zmieniać rzeczywistość, show-biznesowych szufladkach i przemocowym języku w mediach porozmawiałem krótko na rzeczonej konferencji z Małgorzatą Kożuchowską. Zapraszam do lektury!
grabari.pl: Podkreśla Pani, że stara się angażować w projekty, które z jednej strony owszem, służą rozrywce, ale z drugiej mogą też skłonić do myślenia, czasami nawet pomogą jakiejś ważnej inicjatywie. Kiedy zdała sobie Pani sprawę z tego, że jako aktorka i osoba publiczna może nie tylko prezentować na ekranie jakiś wycinek rzeczywistości, ale również ją zmieniać?
Małgorzata Kożuchowska: Myślę, że taki moment nastąpił podczas szczytowej popularności „M jak miłość”. To właśnie wtedy zaczęłam dostawać bardzo dużo próśb, pytań i propozycji w kontekście rozmaitych akcji charytatywnych. Zdałam sobie wówczas sprawę z tej niesamowitej siły popularności, z tego, że jeśli pojawiasz się w mediach to stajesz się ogromną platformą komunikacyjną. I teraz od ciebie zależy w jaki sposób to wykorzystasz w jakie projekty będziesz się angażował i na jakie tematy będziesz się wypowiadał – czy będziemy rozmawiać wyłącznie o ostatnich krzykach mody, bo o to bardzo często pytają mnie dziennikarze, czy będziemy mówili o rzeczach ważnych, tak jak np. teraz w „Drugiej szansie”. Oczywiście, nie jestem na tyle naiwna, żeby wierzyć, że nagle tym serialem zmienimy świat, ale wierzę, że możemy komuś pomóc. Nawet jeśli pomożemy dwóm lub trzem osobom, to już warto o tym mówić i to robić. A być może zasiejemy jakiś ferment, który pobudzi widzów do dyskusji, nagłośni ten temat i ktoś kto ma jakieś niecne zamiary poważnie zastanowi się czy warto? Specjaliści z Niebieskiej Linii dziękowali nam za podjęcie tego tematu, bo z doświadczenia wiedzą jak mówienie o tym problemie w przestrzeni publicznej wzmacnia pokrzywdzone kobiety i daje im siłę. Dziś potencjalne ofiary nie muszą już być bezbronnymi owieczkami, a kobietami, które potrafią się bronić, mają do tego narzędzia i przede wszystkim odwagę przeciwstawiania się przemocy. Właśnie taką wiadomość chcemy wysyłać w świat w tym sezonie i stąd losy Moniki Boreckiej będą tak dramatyczne.
Wprowadzenie do „Drugiej szansy” tak mocnego wątku, jak w tym przypadku gwałtu i molestowania seksualnego, to efekt rozmów ze scenarzystami, burzy mózgów czy reakcją na aktualne wydarzenia i dyskusję społeczną, która toczy się wokół tego tematu?
To zawsze jest efekt swoistej „burzy mózgów” wspólnych rozmów i procesu, który trwa tygodniami, nierzadko jest to ostra walka na argumenty. (śmiech) A tak poważnie, propozycji zawsze jest kilka i na którąś trzeba się zdecydować. Choć powiedzmy to jasno – nie ja jestem tutaj osobą decyzyjną. Choć oczywiście jako aktorka grająca główną rolę mam prawo wyrażenia swojej opinii. Nie jestem zwolenniczką wymyślania historii „z sufitu”, bo uważam, że najbardziej inspirujące jest po prostu życie i to ono dostarcza najlepszych tematów. Zależy mi na tym i pilnuję (śmiech), żeby to, co opowiadamy było prawdziwe i mocne. Żebyśmy nie opowiadali tych historii na pół gwizdka, żeby nie było bułki przez bibułkę. Oczywiście, jesteśmy obwarowani różnymi obostrzeniami typu wiek widzów w danym czasie antenowym czy po prostu pewna serialowa konwencja i zdarza się czasami po nakręceniu jakiejś mocniejszej sceny, że myślę sobie „O Boże, na pewno nam to wytną”. Ostatecznie jednak staramy się to wszystko wypośrodkować czyli dać atrakcyjny dla widza, dobry produkt na najwyższym możliwym u nas poziomie na ważny temat.
Wspomniała Pani o tych pytaniach o „krzyk mody” i tym podobne. W ogóle mam wrażenie, że ta tabloidowa narracja w stosunku do kobiet pracujących w show-biznesie jest bardzo przemocowa, bo mocno spłaszcza kobiecość do sukienek, fryzur i macierzyństwa. Udzielając wspólnego wywiadu z kolegą aktorem to Pani, a nie on, usłyszy pytania o stylizację czy plany macierzyńskie, to Panią wrzuci się do jakiejś szufladki. Chce się Pani jeszcze z tym walczyć?
Prawda jest taka, że cały czas z czymś walczę. Z jakimś wizerunkiem, etykietką, którą ktoś próbuje mi przykleić, z określaniem mnie jako aktorki czy nawet osoby prywatnej, że znam się najlepiej na tym, a tego robić nie powinnam… i tak dalej, i tak dalej. I rzeczywiście, jest w tym coś przemocowego i ograniczającego moją wolność. Ale nie chęć wyjścia z kolejnej szuflady jest motorem, który mnie napędza, tylko to, że lubię zmienność, lubię wyzwania, jestem otwarta na nowe i wciąż ciekawa co mnie jeszcze w życiu spotka. I zawodowo i prywatnie. Nie chcę się ograniczać, chcę się rozwijać i zaskakiwać nie tylko widzów, ale i samą siebie. Dlatego myślę, że my aktorzy jesteśmy skazani na to, żeby wciąż o siebie walczyć. I ja to robię.
Pamięta Pani taki moment, w którym ktoś po raz pierwszy wrzucił Panią do takiej szufladki pt. „Kożuchowska umie zagrać tylko to i to”?
Krótko po szkole zagrałam w „Kilerze” i to była moja pierwsza rola w takim kinowym hicie. Pamiętam, że przez następnych kilka miesięcy dostawałam same propozycje ról bezczelnych dziennikarek. To było dla mnie nieprawdopodobne! To co słyszałam z anegdot, teraz odczułam na własnej skórze. Grałam wtedy w Teatrze Dramatycznym i czekałam na wejście na afisz sztuki z moim udziałem. Miało to potrwać jakieś trzy miesiące, więc w tym czasie mogłam spokojnie angażować się w inne projekty, ale każdy telefon to była propozycja zagrania tej dziennikarki, więc z automatu je odrzucałam. I to była taka pierwsza szufladka, z której w pewnym momencie wydawało mi się, że nie będę mogła wyjść. Z kolei kilka lat temu przeczytałam w jednej z recenzji, że nie można, grając w serialu komediowym, zagrać roli dramatycznej w teatrze. Skąd ta teza? Dlaczego nie można? Czyli ciągle walczysz z jakimiś stereotypami. W którejś z rozmów dyrektor Englert powiedział mi, że w tym zawodzie do końca życia musimy udowadniać, że jesteśmy dobrzy i że warto z nami pracować, więc chyba nie ma od tego ucieczki… trzeba to polubić.