Tłum gwiazd na pokazie i patent na pierwszy rząd dla szaraka. Relacja z pokazu duetu Paprocki & Brzozowski

2

Pokazy mody w Polsce to rozrywka na wielu poziomach. Z jednej strony wiadomo: moda, blichtr, chudość, ręka na biodrze, głód w odcieniu czerwieni Chanel. Z drugiej jednak pierwotna chęć zwycięstwa i prawdziwe igrzyska śmierci o miejsce w pierwszym rzędzie. Niezależnie od statusu i nazwiska, bowiem w tej walce my-bywalcy, wszyscy jesteśmy równi. No, prawie. Przed kolejnymi dużymi imprezami sam w zasadzie nie jestem pewien, na co czekam bardziej – nowe ciuchy do obejrzenia czy sławetną grę o tron. Ta iście filozoficzna zaduma towarzyszyła mi w drodze na poniedziałkowy pokaz duetu Paprocki & Brzozowski, bo jak mogłem się już wielokrotnie przekonać, emocji na wydarzeniach organizowanych przez chłopaków nie brakuje. Że tylko przypomnę ich poprzedni pokaz, na którym krzesełkowe zmagania weszły na nieosiągalny dotąd pułap.

Tym razem jednak na wejściu klasyczna zdziwiona Iwona, bo organizatorzy zdecydowali się na taki układ miejsc siedzących w ATM Studio, gdzie miało mieć miejsce całe fashion experience, że pierwszych rzędów było milion czyli teoretycznie żadnych ofiar śmiertelnych, bo jak to mówiła moja babcia rozdzielając kotlety podczas obiadu mojemu rozlicznemu rodzeństwu, „wszystkim starczy!”. Chwilę potem okazało się, że nawet Kasia Skrzynecka, dla miłej odmiany, miała zaproszenie, więc gdzie tu sensacja, jakiś skandalik, no gdzie? Tabloidowa hiena niepocieszona, bo ekipa Black Tie & co. była przygotowana na absolutnie wszystko.

Paprocki & Brzozowski to chyba najbardziej lubiani projektanci w Polsce. O innych zawsze można usłyszeć jakieś niecne historie, niewybredne komentarze czy etiudy, które można podsumować jednym słowem: Warszafffka. Chłopcy mają w sobie coś, co przyciąga gwiazdy jak magnes i pokaz kolekcji „Half Naked” pod tym względem nie odstawał od poprzednich. Na czerwonym dywanie posłusznie meldowały się kolejne znane twarze, od Dody przez Siwiec na Radku Pestce kończąc. Wiem o czym teraz pomyśleliście, ja też pomyślałem. Miłym zaskoczeniem była obecność Nataszy Urbańskiej, którą nawet udało mi się namówić na krótki wywiad do Faktu, a przecież historia tej relacji nigdy nie była łatwa. Kurde, polubiłem ją! Fajna babka z długą i krętą show-biznesową przeszłością, ale może jeszcze nas zaskoczy. Przekupiła mnie uśmiechem, trzymam kciuki. Do zdjęć pozowała też Joanna Moro, która będzie chyba bogata, bo w pierwszej chwili jej nie poznałem. Wyglądała ślicznie, jak taka rusałka. A pamiętam jeszcze czasy, gdy na afterach „Tańca z gwiazdami” tańczyła na barze w czapce z daszkiem. Jak to się wszystko zmienia!

Wspominałem o bardzo preferencyjnym ustawieniu krzesełek na kształt takiej, powiedzmy, ósemki, co pozwalało każdemu zająć bardzo dogodne miejsce. Ale dobra, są dogodne i dogodniejsze. Jak wtedy wbić się do pierwszego rzędu? Przepis jest prosty – trzeba pewnym krokiem wybadać wolne miejsca, rzucić szybko okiem na karteczki z nazwiskami i po krótkim rachunku sumienia ocenić, czy jest szansa, że dany delikwent na pokaz zawita czy też nie. Ja mogłem wygodnie rozsiąść się na froncie, bo mimo zaproszenia, na pokazie zabrakło Kamila Pawelskiego vel Eksluzywnego Menela. Jakiś tam uchodźczy zarost posiadam, płaszczyk pożyczony na wieczne nieoddanie od mojego przyjaciela, oversize’owy t-shirt, więc myślę sobie, menel ze mnie jak ta lala. Obowiązki Kamila wykonywałem z wielkim namaszczeniem, przypatrując się uważnie kolekcji, robiąc zdjęcia i rzucając porozumiewawcze spojrzenia w kierunku osób, które nie musiały nikogo podsiadać. W końcu w pierwszym rzędzie wszyscy gramy do jednej bramki zwanej naszym EGO.

Sama kolekcja kusiła oczy kobiet i heteroseksualnych mężczyzn (optymistycznie zakładam, że liczba panów bez Grindra w telefonie nie przekraczała na sali 10 sztuk) zwiewnymi tkaninami, przeźroczystościami, koronkami, a czasem nawet można było dopatrzeć się i sutka. Nazwa „Half Naked” zobowiązuje, choć o prymitywnej goliźnie nie było mowy. Jeśli mam być pudelkowym Nostradamusem to sporo kreacji powinniśmy niedługo podziwiać na ciałach rodzimych celebrytek, bo są one perfekcyjnym odzwierciedleniem zasady „trochę ździra, ale jednak dama”. Czego chcieć więcej?

Po pokazie przyszedł oczywiście czas na celebrację sukcesu, wspólne zdjęcia, plotki i wizyty przy barze. Na mnie zstąpiła łaska królowej i do wodopoju wybrałem się z Dodą, gdzie ze szklaneczką stała Maja Sablewska. Niby niewinne spotkanie, bo obie panie już nie wieszają na sobie kotów, ale znalazł się czas na wspominki. To przecież pokaz P&B był ich pierwszym takim eventem w karierze, a owoc tej wyprawy w postaci niezapomnianego „Jest to Gucci” to dziś show-biznesowy klasyk. W takich momentach myślę sobie: Grabari, you made it.

Produkcję liryczną notki uznaję za zakończoną, a na deser tradycyjnie zdjęcia. Trochę tego jest, ale bardzo mi się to fotografowanie na salonach spodobało. A efekty wycieczek z aparatem takie o, zobaczcie sami.

1 4 3 2 5 8 6 7 9 10 11 13 14 12 16 17 15 18 19 22 21 20 23 24 25 26 27 28 29 30 32 31 33 34 38 40 42 41 35 36 37 45 44 43

2 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here