Years & Years: Sukces nie uderzy nam do głowy! [wywiad]

3

 

Years & Years odkryłem dzięki swojej przyjaciółce. Marianka Makówka, bo o niej mowa, miała okazję swego czasu pracować w popularnej agencji koncertowej, a do tego jest DJ-ką, więc warte uwagi nowości muzyczne ma w małym palcu. Było to wczesną jesienią 2014 roku, a chłopcy mieli wtedy na koncie zaledwie dwa single, ale już wtedy oszalałem na ich punkcie. Potem przy „Desire” wycierałem dupą wszystkie możliwe klubowe parkiety. Kolejne utwory i w końcu album „Communion” (można kupić np. tutaj) zrobiły ze mnie mega zaangażowanego fana, a wisienką na torcie był koncert na ostatnim Openerze, który bez wątpienia jest w ścisłej czołówce najlepszych, na jakich miałem okazję być.

Co do tej wisienki to poprawka – była nią rozmowa z Years & Years przed występem w Gdyni właśnie. Wszystko dzięki uprzejmości Universal Music Polska i Ewy Urbańskiej, która po raz kolejny mi zaufała. Wywiad, podobnie jak ten z Conchitą, miał ukazać się na łamach magazynu Pride, ale ten zwinął żagle. Rozmowa jednak nie przepadła, więc zapraszam do czytania! Jeśli zaś chodzi o samych chłopaków to są absolutne debeściaki. Tyle, co się wtedy naśmiałem, to moje! Największą gadułą jest oczywiście Olly, który ma ogromne pokłady energii nie tylko na scenie. I seksapilu też. Nie bez powodu ubrałem dekolt po sam pępek. Hihi.

To już wasza trzecia wizyta w Polsce, więc chyba wam się spodobało u nas?

Olly: Zdecydowanie! Właśnie o tym rozmawialiśmy, że to niesamowite, że Polacy wspierają nas od naprawdę dawna, jeszcze na długo zanim zaczęło być o nas głośniej na Wyspach Brytyjskich. Pamiętam nasz pierwszy koncert tutaj, to było w Katowicach, i ludzie już wtedy znali słowa naszych piosenek i mocno nas wspierali. Nie mamy wątpliwości, że był to jeden z najlepszych występów, bo taka energia na początku naszej kariery była bardzo potrzebna. I dlatego tak fajnie tutaj wracać! Szczególnie teraz, w przededniu premiery naszej płyty.

Właśnie, spora część płyty powstała chyba jeszcze zanim wasze single zdobyły ogromną popularność, więc bez tej presji, że muszą się na niej znaleźć kolejne hity?

Olly: Tak, praktycznie cały materiał powstał zanim zdobyliśmy nasz pierwszy #1, więc na szczęście obyło się bez sugestii typu: zróbcie kolejne „King” i tak dalej.

Emre: Jesteś pewien? Kiedy wyszło „King”?

Olly: W marcu! Więc wtedy mieliśmy już praktycznie gotową całą płytę.

Emre: Ach, no tak. Masz rację. (śmiech)

Mikey: To dobrze, bo inaczej oszalelibyśmy próbując zrobić „King 2”! (śmiech)

Olly: Przecież próbowaliśmy, ale cóż, nie poszło nam (śmiech)

Emre: Tak, ten kawałek zatytułowaliśmy „Queen” (śmiech)

Ciekaw jestem, jak wygląda u was cały proces tworzenia, bo pracujecie we trójkę. Rozłóżmy na czynniki pierwsze np. „Desire”, który jest moim ulubionym kawałkiem i waszym pierwszym przebojem w Polsce, szczególnie w klubach.

Olly: Tutaj akurat wszystko potoczyło się szybko. Cały numer zbudowany jest właśnie na słowie „desire”. Stworzyłem pierwszych kilka akordów, potem je zapętliliśmy, trochę jak w kawałku „Freed from desire”, który jest klasykiem house’u lat 90. i to było naszą inspiracją. Więc od tego się zaczęło, a że lubię pisać piosenki skupione wokół seksu to tekst powstał bez większych problemów. (śmiech) To była dobra baza, dlatego wykończenie tego utworu nie trwało długo.

A jak określilibyście gatunek, w którym się poruszacie? Bo w waszym przypadku to nie jest taka prosta sprawa.

Emre: Hmm… my właśnie chyba nie chcemy zamykać się w jednym pudełku, bo to oznaczałoby jakąś obietnicę dla naszych słuchaczy. A my lubimy eksperymentować.

Mikey: Naszą muzykę określiłbym jako dance, pop, przy którym możesz jednocześnie płakać i tańczyć.

Mój znajomy ma playlistę smutnych, ale tanecznych kawałków i nazwał ją „crying on a dancefloor”.

Olly: O, to jest ładne określenie. I idealnie pasuje do nas!

Czyli nie możemy liczyć na coś, nie wiem, bardziej weselszego?

Emre: Wesołe piosenki? O nie, tylko nie to! (śmiech)

Olly: Chyba nie wiem, jak napisać taką wesołą i pogodną piosenkę. Jak to się robi?

Emre: Myślę, że decydujące jest to, że często nie zastanawiasz się nad tym, o czym napiszesz, nie robisz jakiegoś konkretnego planu. Piszesz po prostu o tym, przez co aktualnie przechodzisz. Przynajmniej ja mam taki nawyk, ale jest on pomocny, bo przecież w życiu zawsze zdarzy się coś, co chcesz przelać na papier.

Pracujecie razem już od kilku lat, ale na pierwsze sukcesy musieliście trochę poczekać. Cierpliwość jest kluczowa, aby przetrwać w tym biznesie?

Emre: Nie tyle cierpliwość, co po prostu czerpanie przyjemności z tego co robisz i ciężka praca. Jedno wynika z drugiego, bo jeśli coś kochasz to będziesz ostro pracował. Przynajmniej tak jest u mnie, jeśli coś nie sprawia mi przyjemności to mam tendencję do zawalania tego. A myślę, że cała nasza trójka robi to co lubi!

Olly: Ważne są też poświęcenie i determinacja, bo rzeczywiście, to wszystko wymaga trochę czasu, zagrania kilku marnych koncertów, napisania dziesiątek utworów i tak dalej. Ale to bardzo ważne, żeby przez to przejść.

Pamiętacie moment, w którym dowiedzieliście się, że „King” jest numerem jeden w Wielkiej Brytanii?

Mikey: Graliśmy wtedy koncert i nie mieliśmy dobrego humoru z jakiegoś tam powodu, ale oczywiście news o tym, że mamy #1 puścił wszystkie złe rzeczy w niepamięć. To było dość wzruszające.

Emre: Ja nie płakałem…

Olly: A ja tak!

Byliście zaskoczeni? Bo macie pewnie świadomość tego, że dany kawałek ma potencjał, żeby być hitem.

Mikey: Tak, ale z drugiej strony to nigdy nie było naszym celem, żeby być na pierwszym miejscu. Naszego managementu też, bo mówili, że wystarczy im numer 3. (śmiech)

Duży nacisk kładziecie też na warstwę wizualną. Każdy wasz teledysk jest zupełnie inny. Mają jednak ze sobą coś wspólnego, choć zmieniają się reżyserzy i producenci. Rozumiem, że angażujecie się w ich powstawanie na sto procent?

Olly: Nasze pierwsze teledyski robiliśmy sami, angażując w to znajomych. Wymyślaliśmy wszystko od podstaw, bo chcieliśmy, żeby klipy były przedłużeniem naszej muzyki. Zależało nam na tym, żeby każdy z nich był inny, oryginalny, może nawet trochę dziwny, czerpał z filmów z lat 80. i 90. czy twórczości Davida Lynche’a. I staraliśmy się to utrzymać też później, gdy pracowaliśmy z kolejnymi reżyserami tak, aby miało to cały czas ten sam klimat Years & Years.

Skoro przy inspiracjach jesteśmy – potraficie wymienić kilka nazwisk, które są dla was ich źródłem?

Emre: David Lynch to dobry przykład. Jeśli chodzi o muzykę to na pewno The Beatles, Stevie Wonder, Jeff Buckley… Ale też pop z lat 80., Madonna, Depeche Mode… Ollie, mówię tu też za ciebie. (śmiech)

Jak reagujecie na to całe szaleństwo, które teraz wam towarzyszy? Tłumy fanów, tysiące komentarzy w internecie i tak dalej.

Mikey: Nie nazwałbym tego szaleństwem…

Olly: A ja tak! (śmiech)

Emre: Ciężko mi powiedzieć, bo jesteśmy obecni bardzo zajęci, ale chyba właśnie tego chcieliśmy, więc… jesteśmy zadowoleni.

Olly: To skomplikowane, bo tak naprawdę nigdy nie wiesz jak sobie z tym poradzisz, dopóki tego nie doświadczysz na własnej skórze. Na początku np. próbowałem odpisywać na wszystkie wiadomości, które dostajemy, ale w pewnym momencie ich nawał kompletnie to uniemożliwił. Na swoim Instagramie staram się czasami wchodzić w jakieś interakcje z ludźmi i pamiętam wymianę zdań z pewną dziewczyną, która żartowała, i ja to wiedziałem od początku, że zgłosi mój profil, więc odpisałem jej, że zrobię jej to samo. To był żart, a nagle ci wszyscy ludzie zaczęli pisać: tak, tak, zgłaszajmy jej konto!

Emre: O mój boże! (śmiech)

Olly: Zacząłem szybko uspokajać atmosferę i zaznaczyłem, że to przecież tylko żarty. Oni chcieli być lojalni wobec mnie, ale na szczęście szybko wyluzowali. To wszystko jest jeszcze dla mnie dziwne.

Emre: Internet nie jest dobrym miejscem na takie subtelności. Czasami ciężko w tych kilku słowach oddać swoje intencje i tak to się właśnie potem kończy.

Olly: Myślę, że ważne jest to, aby czasami od tego odpocząć i na chwilę się wycofać.

Jeśli o fanów chodzi – jak scharakteryzowalibyście waszą grupę docelową? Kogo widujecie na koncertach, kto najbardziej udziela się online?

Mikey: Publiczność na występach i w internecie dość mocno się różni. W sieci najgłośniejsi są zazwyczaj ci młodsi, ale jeśli spojrzysz, kto przychodzi na koncerty to ta średnia wieku wzrasta i jest dużo większe zróżnicowanie.

Emre: No tak, im jesteś starszy, tym mniej klikasz i częściej wychodzisz. (śmiech)

Olly: Tak czy siak, dominują dziewczyny!

Olly, kilka miesięcy temu w jednym z wywiadów przyznałeś, że jesteś gejem. Długo myślałeś, żeby się na to zdecydować? Rozmawiałeś o tym z chłopakami z zespołu? Bo na pewno zdawałeś sobie sprawę, że coming out może mieć wpływ nie tylko na twój wizerunek, ale i całej grupy.

Olly: Rozmawialiśmy o tym, ale szczerze, w moim odczuciu mój coming out miał miejsce, gdy wypuściliśmy „Real”. Opowiadam w tej piosence w dość bezpośredni sposób o swojej relacji z facetem i zauważyłem, że wielu gejów to podchwyciło. Ale to prawda, nie było to klasyczne wyznanie. Z czasem, gdy stawaliśmy się coraz bardziej popularni, to pytanie powracało w kolejnych wywiadach, a ja nie miałem problemu z tym, żeby o tym mówić. Nie lubię kłamać i jakoś specjalnie tego nie analizowałem. Byłem nawet szczęśliwy, że ktoś o to pyta. Wiesz, coś w stylu, tak, jestem gejem, porozmawiajmy o tym! (śmiech)

Pytam o to, bo w Polsce kwestia homoseksualizmu jest wciąż dość problematyczna.

Emre: Słyszałem o tym, ale sądzę, że to problem starszego pokolenia. W Polsce młodzi ludzie, z tego co zauważyłem, są bardziej otwarci. Mam rację?

To prawda, choć patrząc na show-biznes, nie mamy chyba żadnego wyoutowanego gwiazdora muzyki. A przecież kilku z nich jest homoseksualistami i mogłoby to zrobić. Wciąż pokutuje jednak przesąd, że to mógłby być dla nich koniec kariery.

Emre: Rozumiem. Nie macie takiego „role model”, ale ktoś musi być pierwszy.

Olly: Coś w tym jest, dlatego super, że pojawiają się kolejne osoby, takie jak np. Sam Smith. Ja też mam sporo szczęścia, że pochodzę z miejsca, które jest bardziej tolerancyjne. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż sporo jest do zrobienia w tej kwestii i zbyt wiele ludzi boi się przyznać do swojej prawdziwej tożsamości. Jeśli chodzi o nas to mój coming out nie zaszkodził naszej karierze i to jest super.

Emre: Myślę, że jeśli zaczynasz grać w jakąś grę, kombinować i udawać, to nigdy nie będziesz szczęśliwy. To nie ma sensu. My nie dbamy o to, kto jest jakiej orientacji.

Olly: Otóż to! Każdy powinien być szczęśliwy.

Wspomniałeś o „Real”. To nie jedyny autobiograficzny utwór, który napisałeś. Traktujesz pisanie piosenek jak formę pamiętnika?

Olly: Dokładnie tak jest. Poszczególne utwory są jakby kolejnymi rozdziałami o różnych ludziach, konkretnym czasie w moim życiu i emocjach, które wtedy mi towarzyszyły. Zazwyczaj są o facetach, którzy mnie zostawili. (śmiech)

Emre: No tak, nasz mały porzucony Ollie… (śmiech)

Nie ma więc nadziei na coś optymistycznego?

Olly: „Shine” takie jest! Może nie jest to ultra wesoła piosenka, ale weselsza niż reszta, bardziej pozytywna.

Na koniec zabawmy się w małe przewidywanie przyszłości. Gdzie widzicie się za kilka miesięcy, lat? Bardziej na uboczu, w niszy, czy wręcz przeciwnie – na scenie obok np. Rihanny?

Olly: Ciężko powiedzieć, bo płyniemy po prostu z falą i rozwijamy się w takim tempie, w jakim mamy ku temu okoliczności.

Emre: Tak, choć na pewno nie chcemy, żeby np. nagrody czy sukces determinowały nasze plany. To nie może uderzyć nam do głowy, więc myślę, że raczej nie celujemy we wspólne występy z Rihanną czy coś w tym stylu.

Olly: Ja celuję! (śmiech)

Mikey: Ja chcę swoją figurę woskową w Madame Tussauds.

Emre: A to dobre. (śmiech) Pewnie jeszcze obok Kylie Minogue!

Mikey: Tak, to mój cel i najlepsza odpowiedź na to, co planujemy na przyszłość. (śmiech)

yersphoto

3 KOMENTARZE

  1. Emre: No tak, im jesteś starszy, tym mniej klikasz i częściej wychodzisz. (śmiech) <—- chyba serio coś w tym jest
    A cały wywiad spoko, bez zbędnego lizania dupy

  2. Genialny wywiad! Dziękuję Ci za niego, bo uwielbiam chłopaków! Miałam okazję być na koncercie i są świetni tak samo jak w sieci, a nawet lepsi 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here