Mariusz Przybylski nie rozpieszcza nas częstotliwością swoich pokazów, ale to projektant, który zdecydowanie stawia na jakość, a nie ilość. Prezentacje najnowszych kolekcji Mariusza odbywają się zazwyczaj raz do roku, czasami rzadziej, ale za każdym razem jest to spektakl na najwyższym poziomie i co najważniejsze – efektownej oprawie dorównują projekty pokazywane na wybiegu. A to na naszym podwórku nie zawsze jest zasadą…
Tak też było i tym razem. Pokaz kolekcji Dark Wonderland odbył się w Praskiej Drukarni, która wyrasta powoli na następcę słynnego Soho Factory, bo niemal każdy event w ostatnim czasie odbywa się właśnie tam. Mi się jeszcze nie przejadło, a przestrzeń – o ile odpowiednio zagospodarowana – daje spore możliwości do popisu. Oprawa wizualna jest w przypadku Przybylskiego przemyślana zawsze od A do Z. Projektant zdecydował się na bardzo industrialną scenografię, coś w rodzaju opuszczonej budowy z mnóstwem rusztowań i pokrytym sporymi kałużami podłożem. Do tego wrócimy, bo nawodnienie to prowadziło potem do dość zabawnych sytuacji, ale zostańmy jeszcze przy samym pokazie. Obserwując przedstawienia Przybylskiego nie ma wątpliwości, że wszystko było bardzo pieczołowicie przygotowywane – począwszy od muzyki, przez światło, na choreografii kończąc. Naprawdę, ogląda się to jak dobry teatr. Jeśli zaś chodzi o samą kolekcję to projektant zaproponował niejako kontynuację swoich poprzednich dokonań, tym razem przełamaną dżinsem, co nadało całości fajnego streetowego charakteru. Ktoś może powiedzieć, że za mało nowości, ale jeśli coś jest dobre, to po co aż nadto kombinować? No i jako jedyny ma zawsze rozbudowaną kolekcję męską, więc raz – w końcu fajne ciuchy, na które mogę popatrzeć (bo jeszcze nie kupić), dwa – przystojni modele.
Dobra, to teraz czas na celebrę. Na pokazy Przybylskiego przychodzi dość sprawdzony zestaw zaprzyjaźnionych gwiazd, które ciężko spotkać na innych imprezach m.in. Katarzyna Figura, Sebastian Karpiel-Bułecka czy małżeństwo Żebrowskich. I tutaj możemy wrócić do tego nawodnionego podłoża, które przecież po zakończeniu pokazu magicznie nie zniknęło, a ruszyła cała machina – wywiadów, pozowania, składania gratulacji gospodarzowi etc. W związku z tym byliśmy świadkiem komicznych obrazków, na których młodociani adepci mody w pantofelkach i z odsłoniętą kostką przemierzali niestrudzenie kałuże w poszukiwaniu dobrego ujęcia na insta, Monika Olejnik z kolei popierdalała niczym sarenka w sandałach i welurowych skarpetach, droższych pewnie niż cała moja rodzina, chlapiąc to całe bogactwo i luksus brudną wodą, a dziennikarze i inni celebryci wystawali z mokrą stopą cierpliwie podczas wywiadów. Wspaniałe! To się nazywa poświęcenie i pełna realizacja wizji projektanta, bo show must go on.
Próbowałem ten cały spektakl uchwycić, ale mój aparat nie ma trybu ostrzenia na krople wzburzonych kałuż, więc się nie udało… Natomiast zwyczajowo poczyniłem inne fotografie, do których oglądania zapraszam.