Po raz pierwszy z fenomenem Dawida Kwiatkowskiego miałem styczność blisko pięć lat temu. Mój kolega, Igor Pilewicz, opowiadał mi o nastolatku, którego znalazł w sieci i w którym dostrzegł ogromny potencjał. Młody już wtedy generował niezły szał na swoich społecznościówkach, ale wszelkiej maści blogi, fotoblogi i sensacje YouTube’a były wówczas dla mnie egzotycznymi rejonami internetu i nie do końca zdawałem sobie sprawę ze skali zjawiska pt. „Dawid Kwiatkowski”. W końcu jednak nastąpiła ceremonia inicjacji i to zupełnie przypadkiem. Lato 2013, ostatni dzień Openera i kilka godzin do koncertu Rihanny. Spaceruję sobie po bulwarze w Sopocie i nagle dzwoni do mnie Igor i mówi, że są w knajpce za rogiem, więc możemy się spotkać i przy okazji poznam w końcu Dawida. Zmierzam do mega ekskluzywnej smażalni ryb i nagle widzę jakiś totalnie dziki tłum rozwrzeszczanych nastolatek, ale taki konkret, liczony naprawdę w dziesiątkach. Myślę sobie „no kurwa nie, Rihanna przyjechała na dorsza!”, więc przyspieszam kroku, a tam nie Rihanna, ale blisko, bo Pilewicz i Kwiat właśnie. I ten tłum był do niego. Jestem pod wrażeniem, ale jeszcze nie do końca kumam o co w tym wszystkim chodzi. I ten stan chwilę potrwał, bo choć miałem okazję poznać Dawida lepiej i nie miałem wątpliwości, że to po prostu fajny chłopak, to nie rozumiałem dlaczego AKURAT ON wyzwala w swoich odbiorcach tak silne emocje i na nowo definiuje znaczenie słowa „idol”.
Okazało się, że droga do rozwiania tych wątpliwości jest niezwykle łatwa i raczej mało kręta – wystarczyło wybrać się w końcu na jego koncert. Od tamtej pory jestem w tej dość niezręcznej roli kolegi i fana. Niezręcznej, bo momentami ciężko o obiektywizm, ale pilnuję tego, gdyż w mojej definicji bycie obiektywnym i krytycznym wobec osób, które lubimy, jest przejawem troski. I kiedy wydawało mi się, że znam już Dawida na tyle, że jego popularność i klucz do posiadania tak oddanego grona fanów nie mają przede mną żadnych tajemnic, dostałem od jego managementu zaproszenie na Obozy Muzyczne, które Dawid i jego ekipa organizują z biurem Kompas już od ponad czterech lat, zarówno w Polsce, jak i zagranicą. I to nie w roli gościa, a poważnego pana od warsztatów dziennikarskich dla uczestników obozu czyli młodzieży w wieku 13-19 lat. Zgodziłem się od razu, bo uznałem, że będzie to mega przygoda, bo nastolatkiem już nie jestem, a zdobyć ich uwagę i zaciekawić to ogromne wyzwanie. A wyzwania bardzo lubię!
Na miejscu zaskoczyło mnie wszystko, począwszy od super warunków dla obozowiczów, przez mnogość przygotowanych atrakcji, na atmosferze kończąc. Ilekroć temat fanowskich obozów Kwiata trafia pod strzechy portali plotkarskich, pojawiają się głosy, że to tylko sposób na łatwy zarobek, wykorzystywanie naiwności fanek i odcinanie kuponów od szybko zdobytej popularności. Na szczęście, nic bardziej mylnego! Główną atrakcją jest oczywiście możliwość spotkania się ze swoim idolem, spędzenie z nim czasu i wspólna zabawa, ale to nie wszystko. Na uczestników czekają rozmaite warsztaty – z dziennikarstwa (oczywiście najlepsze, bo ze mną), stylizacji, tańca, a nawet śpiewu, gdzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Do tego dochodzi obozowa wersja „The Voice” i „Mam Talent”, podczas których dzieciaki mogą wykazać się na scenie, a wszystko to w bardzo rodzinnej atmosferze, wolnej od hejtu i podśmiechujek. To bezpieczna przestrzeń, w której pomyłki i potknięcia nagradza się brawami jako zachętą do pokonywania stresu i własnych słabości. Serio, aż serce rośnie, że rosną nam takie fajne dzieciaki.
Właśnie, dzieciaki. Im należy się odrębny akapit i w sumie nawet cały artykuł. Nie ukrywam, że przed warsztatami na pierwszym turnusie (a prowadziłem je w sumie na trzech) trochę się stresowałem. No bo już nie mam tych 17 lat, nie do końca mogę czuć co takie młode osoby może zainteresować, już nie Madonna przecież, a Selena Gomez bardziej, a to nie do końca moje klimaty i w ogóle ile z nich tak naprawdę może myśleć o zostaniu dziennikarzem, żeby w takie zajęcia szczerze się zaangażować. Wystarczyło pierwsze spotkanie i już wiedziałem, że to złoto, a nie dzieciaki! Tak zaangażowanych, ciekawych światach, pilnych i zdolnych młodziaków nie widziałem jeszcze nigdy. Sprawdzając po nocach, jak prawdziwa nauczycielka, coś w rodzaju „klasówek” miałem banana na twarzy i bylem pod wrażeniem ich wyobraźni, poczucia humoru i znowu – zaangażowania. Nastręczyło mi to sporo kłopotów, bo z każdej grupy musiałem wybrać jedną „najlepszą” osobę, a potem wszyscy „zwycięzcy” mieli przeprowadzić profesjonalny wywiad z Dawidem, rejestrowany w dodatku w formie wideo. Celowo zapisałem te określenia w cudzysłowach, bo naprawdę, było to mega trudne i gdybym tylko mógł, nagrodziłbym praktycznie wszystkich. W ogóle chyba poczułem jakiś pedagogiczny dryg, ale to zasługa moich podopiecznych – gdyby ktoś zapewnił mnie, że już zawsze będę mógł pracować z tak zdolną i fajną młodzieżą, to szedłbym w to jak w ogień!
I tak jak napisałem na początku, był moment, że wydawało mi się, że już rozumiem o co chodzi w fenomenie Dawida Kwiatkowskiego, ale te obozy mocno to zweryfikowały. Tutaj nie chodzi o idola, tłum fanek i zbiorową histerię. To coś więcej niż ślepe uwielbienie – to wzajemne zrozumienie, stworzenie przestrzeni, którą wypełniają tylko pozytywne emocje i obustronne napędzanie się do działania i dzielenie się dobrą energią. Aż chce się więcej, więc mam nadzieję, że do zobaczenia niebawem!
fot. Monika Kutkowska