Agnieszka Włodarczyk wygrała „Azję Express”

4

 

Ostatni dzień listopada to również ostatni odcinek najbardziej emocjonującego szaraczków programu telewizyjnego ostatnich lat. „Azja Express” sprawiła, że przez blisko trzy miesiące internauci żywo dyskutowali o tym, czy żebranie przez celebrytów jest fajne, dlaczego Renata Kaczoruk jest idealną kandydatką do roli w serialu „Durne i podłe”, że Gosia i Radek będą już na zawsze viva najpiękniejsi, a Hanka Lis powinna odstawić Marlborasy. Show wzbogacił zwykłych ludzi o duchową refleksję, że ci sławni i bogaci są trochę bardzo tacy jak my, dla celebrytów zaś program okazał się doskonałą lekcją poglądową tego, jak wiele można zyskać pokazując swoją prawdziwą twarz. Albo stracić, a wtedy nie pomoże już ani okładka „Gali”, ani znany chłopak.

W finale do walki stanęły trzy pary: Agnieszka Włodarczyk i Maria Konarowska, Iza Miko i Leszek Stanek oraz Michał Żurawski z Ludwikiem Borkowskim. Jest takie powiedzenie, że zwycięzca jest tylko jeden i coś tam, coś tam, ale w przypadku „Azji Express” ono się na maksa nie sprawdza, bo wygrać w tym programie można było na kilku poziomach. Nie będę tu przywoływał przykładu Rozenek i Majdana, bo o tym, że zaskarbią sobie nieskończoną miłość tłumów wiedzieliśmy już po pierwszym odcinku. Niezależnie od wyniku wielkiego finału, cichą zwyciężczynią „Azji” jest też Agnieszka Włodarczyk.

Aga, no cóż, od kilku lat nie miała najlepszej prasy, a „Włodara” stała się synonimem złodziejek mężów i zabójczyń niewinnych zająców. Nie trzeba daleko szukać, sam tak mówiłem na kolesia, który odbił mi chłopaka. Za związek z Mikołajem Krawczykiem, rozpoczętym od głośnego wywiadu „ciał astralnych”, Włodarczyk zapłaciła medialną banicją i totalną niesympatią społeczeństwa chłonącego gorące plotki. Wydawało się, że nie pomoże nic, bo nawet jak ratowała bezdomne psy, to i tak w komentarzach było używanie pt. „chuj z psami, pomyśl o dzieciach Anety!” i tak dalej, i tak dalej. A skoro mogła „ukraść” czyjegoś faceta, to przecież doniesienia mówiące o jej fochach na planie czy inne afery wydawały się mocno prawdopodobne, bo jak diabeł, to diabeł po całości. Nie da się też ukryć, że Agnieszka sama jakoś niespecjalnie próbowała się z tego wszystkiego odkopać, a do mediów podchodziła bardzo nieufnie. Pamiętam, jak przy okazji programu „Przygarnij mnie” zgłosiłem się do niej z propozycją wywiadu o tych pieskach właśnie. Wizytówka „Faktu” nie pomagała, a w odpowiedzi dostałem jasny warunek – papieską autoryzację każdego słowa, zdjęcia i nagłówka, łącznie z layoutem strony, na której będzie wydrukowany artykuł. Jak możecie się domyślać, takie rzeczy nie przejdą nigdzie i z nikim, więc wywiadu nie było. Ani w Fakcie, ani nigdzie indziej, więc o Agnieszce mówili i pisali wszyscy, ale nie ona sama.

Rozstanie z Krawczykiem nie poprawiło jakoś znacznie notowań Włodarczyk, a metka złej Włodary zdawała się być nie do odczepienia. No i wtedy na białym kucyku wjeżdża Edward Miszczak i mówi: „Agnieszka, jedź do Azji, będzie ekstra!”. I wzięła i pojechała. Z Marią Konarowską pod pachą, olejkiem różanym do ust i perspektywą niezapomnianej przygody. Pierwsze odcinki „Azji Express” niespecjalnie eksponowały ten wesoły duecik, a pudelkowi śledczy mieli już swoje teorie w stylu „pewnie jej nie pokazują za dużo, bo taka z niej bicz”. Wszyscy wiemy, do kogo trafiła korona the biggest bitch in town, a z każdą kolejną odsłoną programu Agnieszki było coraz więcej. I to jakiej! Uśmiechniętej, wyluzowanej, naturalnej i miłej. Szok, że potrafi być taka super był ogromny. Na tyle, że ludzie zaczęli ją po prostu autentycznie lubić i dawać temu upust w internecie. Brzmi to bardzo błaho, ale pomyślcie, jak bardzo trzeba być w obecnych czasach fajnym, żeby ktoś napisał o tobie coś miłego w sieci. Mało tego, naczelne obrończynie pierwszej miłości zdobywają się nawet na przeprosiny i piszą „sorry Aga, myślałam, że jesteś czarownicą, a program pokazał, że spoko z ciebie babka”. Jakby to powiedziała Renata, ktoś dobrze zmontował! A może wcale nie trzeba było montować? Na pewno dużą zasługę ma w tym Maria Konarowska. Agnieszka przy przyjaciółce absolutnie się nie spina, pozwala sobie na luz i żarty. Ten zastrzyk pozytywnej energii od widzów widać po niej na pierwszy rzut oka. Mieliśmy okazję rozmawiać kilka razy na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy (materiały dla WP można zobaczyć tutaj, tu, o, i tutaj też) i za każdym razem to była dla mnie spora frajda. Kto by pomyślał?

Jeszcze większą frajdą jest dla mnie to, że Agnieszka może być dowodem tego, że jeden konkretny chrzest w show-biznesie nie musi być ostatnim i wszystko można odczarować. I wcale nie trzeba zagrać wielkiej roli czy nagrać superprzeboju. Wystarczy odważyć się pokazać siebie od strony, którą zazwyczaj pokazuje się najbliższym. Oczywiście, pod warunkiem, że jest się super. Za przykładem Włodarczyk powinna iść np. Natasza Urbańska. Spakować się, może niekoniecznie z Januszem, i lecieć do Indii, bo tam prawdopodobnie TVN będzie rozdawał kolejne medialne immunitety. Agnieszka natomiast powinna wykorzystać szansę i już nigdy nie dać się zepchnąć do narożnika. Czekam na więcej!

4 KOMENTARZE

  1. Teraz Agnieszka powinna wrócić do tego w czym jest najlepsza, czyli grania. Jeśli przyjmie fajną rolę to „zły dotyk” odmieni się na dobre. Bo jeśli świetny PR z programu nie zostanie wykorzystany, to za jakiś czas wszystko może wrócić do punktu wyjścia…

  2. Minęło kilka lat, a ja nadal nie potrafię zrozumieć tej fali hejtu, jaka była na p.Agnieszkę za to, że się zakochała. To chore. Ja od dzieciństwa śledzę jej karierę, bardzo ją lubię, ba! Nawet przez większość życia była moją największą idolką! Czy się zmieniła? Według mnie nie bardzo, zawsze widziałam ją taką, jaka była w Azji Express. P.Aga jest cały czas taka sama – niezmiennie wspananiała. Jedynie teraz bardziej się udziela w Internecie i integruje z fanami 🙂 Mam wielką nadzieję, że za niedługo zobaczę ją ponownie w jakimś serialu lub filmie, bo bardzo mi tego brakuje.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here