Polski show-biznes kocha imprezy, które w swoim rozmachu i przepychu nawiązują do wielkich amerykańskich wydarzeń. Z uwagi na oczywiste okoliczności w postaci budżetów choćby, w szranki z Oscarami czy Złotymi Globami jeszcze długo nie staniemy, ale jest kilka takich punktów w kalendarzu, kiedy organizatorzy proponują coś więcej niż prosecco i pozowanie z butem. Jedną z najbardziej oczekiwanych imprez w roku są Róże Gali przyznawane przez, niespodzianka, magazyn Gala. Tegoroczne rozdanie nagród, po chwilowej zadyszce sprzed dwunastu miesięcy, znów stało na wysokim poziomie.
Impreza tradycyjnie już została zorganizowana w budynku Ufficio Primo w Warszawie. Przestrzeń przede wszystkim efektowna i funkcjonalna, szczególnie pod kątem transmisji w telewizji. Domeną imprez pokroju Róż Gali jest to, że w jednym miejscu zbierają się największe polskie gwiazdy, a to nie jest rzecz łatwa. I tym oto sposobem po raz pierwszy od lat zdarzyło się tak, że Edyta Górniak, Justyna Steczkowska i Doda przebywały w tym samym pomieszczeniu. Niestety, do wielkiego pojednania, ani tym bardziej fizycznych konfrontacji, nie doszło. Może następnym razem?
Wręczanie nagród w kilku kategoriach m.in. Muzyka, Film, Internet czy Teatr, przebiegło w ekspresowym tempie. Nominacje i zwycięzców możecie znaleźć tutaj. Konferansjerką zajęli się Tomasz Kammel, który jest moim absolutnym idolem oraz Anna Zejdler Ibisz, redaktor naczelna Gali. Tematyką wieczoru był James Bond, więc wszyscy zaproszeni na scenę artyści wyśpiewywali filmowe przeboje, a seksowni tancerze prężyli się przed wizualizacją w stylu bondowskich openingów. Na kicz jestem strasznie wyczulony, ale tutaj to wszystko jakoś ze sobą grało i pewnie ładnie wyglądało w kamerze. Po części oficjalnej przyszedł czas na wywiady i upragniony bankiet.
A bankiety po Różach Gali to uczta dla podniebienia. Wszyscy luzują gorsety i paski w spodniach, bo wiedzą, że wyżerka będzie przednia. Choć wyżerka to nieodpowiednie słowo, bo większość nazw potraw musiałem googlować, żeby wiedzieć czym dokładnie są np. „fricasse z indyka”. Nie wiem do dziś, ale są pyszne! Do tego mnóstwo innych przysmaków, słodkości, ciast i kilka barów z alkoholem. Whisky, wódka, wino, do wyboru, do koloru. Nic dziwnego, że chwilę po zakończeniu gali, wszyscy już eleganckim, choć pośpiesznym, krokiem zmierzali na poziom -2, gdzie wspomniany bankiet miał miejsce. Goście bardziej niż w tańcu pogrążali się w rozmowach, choć tutaj można było liczyć na Dodę, która usłyszawszy „Sweet Child O’Mine” zaczęła pląsać w swojej syreniej kiecce.
Na pożegnanie każdy dostał ładny gift bag z m.in. książką kucharską. Podobno w niektórych torbach były też czekolady, ale ja najwyraźniej padłem ofiarą spisku Anny Lewandowskiej i zero cukru dla mnie. Poniżej trochę zdjęć, robiłem, co mogłem, no ale iPhone 5 jednak szału już nie robi. Muszę chyba w końcu zgłosić się do jakiejś poważnej firmy z mejlem pt. „proszę pani, ja jestem blogerką, ja potrzebuję dobrą lustrzankę!”. Tymczasem, enjoy!
otcH4d http://brothosonkonlonwon.ru