Internet regularnie wyśmiewa wyprzedaże w dyskontach i supermarketach, podczas których klasa, co najwyżej, pracująca zabija się o torebki i inne cuda zarezerwowane dotąd dla lepiej uposażonych. Świat ludzi zamożnych przygląda się temu ze zdziwieniem, myśląc w duchu „rzucają się na to, jakby co najmniej im Louis Vuittony rzucili.” Tak się składa, że we wtorkowy wieczór na warszawskim torze Służewiec rzucili właśnie coś upper class & high fashion don perignon, a w roli chytrych bab wystąpiły nasze salonowe damy i dżentelmeni w jedwabnych skarpetkach.
Premierze kolekcji Balmain x H&M od początku towarzyszą ogromne emocje. Na modzie znam się średnio, ale sam fakt, że słynny dom mody pochyla się nad maluczkimi tego świata i udostępnia im swoje pokaźne zasoby, robi wrażenie. Chciałem jeszcze dodać, że w przystępnych cenach, ale 500 złotych za marynarkę to wciąż dla mnie dość kosmiczny koncept. Ale nie o tym! Kolekcja trafi do sklepów lada chwila, tymczasem kilka dni wcześniej zorganizowano tzw. presale dla VIP-ów. Celebrytek, blogerów, stylistów, dziennikarzy, słowem – ludzi ważnych, obytych i robiących dobrą reklamę koncernowi. Niestety, wyszła z tego tragikomedia i wielki wstyd. Choć i kupa śmiechu!
Tuż przed startem najważniejszej części wieczoru oczekiwanie umilał na scenie Fisz, ale wszyscy i tak nerwowo spoglądali, czy wybiła już magiczna 21:00, bo o tej właśnie godzinie miały się otworzyć wrota do modowego raju. I tak też się stało. Tłum ruszył, a żądne drogich szmat fashionistki rzucały się na wieszaki w sposób nie znoszący sprzeciwu. Popychanie, krzyki i oddech rywalek na plecach. Ja pierdolę, cyrk! Wprawdzie znajoma blogerka uprzedzała, że moje piękne oczy zobaczą dantejskie wręcz sceny, ale rzeczywistość przerosła oczekiwania. Widok znanych twarzy wijących się przy wieszakach i upychających do toreb ubrania jest bezcenny. Jest w tym jakaś pierwotność, na moment wszyscy stajemy się równi, nieważne czy jesteś Dorotą Williams, Dawidem Wolińskim czy Krysią z mięsnego. W danej chwili jest tylko jeden cel – dorwać sukienkę Kendall Jenner.
Myliłby się jednak ten, kto obstawiał, że to koniec. Dalej było wyrywanie z rąk koleżanek, próby „wymian” za dopłatą albo chociaż na mniejszy rozmiar, bo w szale ekskluzywnego shoppingu mało kto zwracał uwagę, czy ta kiecka za 3 klocki wejdzie im na dupę. A wszystko to bez cienia żenady. Wyfryzowani chłopcy w okularach wartych moje trzy wypłaty przechadzali się wesoło z asortymentem na ramionach, pokrzykując „wymienię 38 na 36!”, a w zakamarkach sali można było doświadczyć prawdziwej polskiej przedsiębiorczości. Dumne zwyciężczynie maratonu proponowały niepocieszonym przegranym swoje trofea. „Pięć stówek do ręki i jest twoja”. Brzmi fair, prawda? Smutno było patrzeć, jak niszczone są pięknie przygotowane ekspozycje, a doskonale zorganizowana obsługa wydarzenia może tylko patrzeć z politowaniem na zachowanie swoich gości.
Dziś większość z tych rzeczy można już dorwać na Allegro, elita robi niezły biznes, a plebs może się tylko oblizywać. Wykonałem parę zdjęć, choć ciężko było złapać fokus przy tak ruchomym obrazku. Jestem też trochę debilem, więc na każdej fotce jest z automatu data, ale trzeba przyznać, że godna zapamiętania. 3 listopada już na zawsze zapadnie w mojej pamięci jako dzień, w którym francuska moda nasiąknęła naszą swojską cebulą.
Uwielbiam Cię i Twoje teksty! 🙂
Zobaczyłem to „podczas których klasa, co najwyżej, pracująca zabija się o torebki i inne cuda zarezerwowane dotąd dla lepiej uposażonych” i już wiem, że nie ma sensu czytać dalej… przedstawicielu klasy niepracującej (czyt. opierdalającej się na koszt rodziców).
Haha totalnie mnie rozgryzłeś!
I to nasza cecha narodowa rzec mozna. „nie czytam dalej, bo wiem co bedzie”. Sluchac do konca tez nie lubimy…
Za to ja juz od poczatku wiedzialam, ze bedzie super! Ale nie, ze az tak. Splakalam sie doszczetnie 😀 You made my wieczor :*
Hahahaha 🙂 widać że cebula też w oczy piecze z komentarzy 🙂
biedny ten nasz kraj
Słuchaj padako: Dom Perignon, a nie Don Perignon!
Cała warszafka:) widziałem już kiedyś coś podobnego w Kijowie. Żal tył ściska.
Dali dupy z tą kolekcją miała być dla zwykłych śmiertelników a tym czasem „Elyta” się rzuciła , więc ci co nie mieli w sobie żyłki zakupocholika rodem z buszu nawet nie liznęli tematu. Kompletne dno…
Dom Perignon, a nie żaden „Don” (!)
Tak właśnie się zastanawiałam, jak wyglądał ten wielki dzień 🙂 spełnił moje oczekiwania 🙂