Taką aferę potrafi zrobić tylko Chylińska. Recenzja płyty „Forever Child”

15

Ten rok stoi pod znakiem wielkich powrotów czołowych nazwisk polskiego przemysłu muzycznego, głównie ikon lat 90-tych. Przy powrotach niby jest z górki, bo trochę ludzi na to czeka, ale jeśli ostatni raz wydało się płytę w czasach, gdy Facebook dopiero raczkował, aspirujące internetowe modelki mogły się realizować tylko na fotce.pl lub maxmodels.pl, a Lady Gaga była jeszcze cool, to jednak wcale tak łatwo nie jest. Do przywróconych światu Reni Jusis, Beaty Kozidrak i Kasi Kowalskiej możemy w końcu dopisać Agnieszkę Chylińską. W końcu, bo dyskografię gwiazdy do tej pory zamykał wydany w 2009 krążek „Modern Rocking”. W ciągu tych siedmiu długich lat Chylińska dała się poznać jako matka, jurorka „Mam Talent”, twarz ubezpieczeń na życie i autorka książek dla dzieci. Metamorfoza godna Madonny, która 10 lat po wydaniu „Sex Booka”, gdzie robiła rimming w gejowskich darkroomach i dawała sobie pluć na dupę lesbijkom, napisała serię bajek dla najmłodszych. Fani Agnieszki nie byli jednak zachwyceni, a w komentarzach przeważały raczej opcje, pozwolę sobie zacytować samą zainteresowaną, pod tytułem: „Czekasz na płytę tej cipy tyle lat, a ona leci w chuja”. Chylińskiej udało się już zaskoczyć na starcie, bo premierze „Forever Child” nie towarzyszyły żadne zapowiedzi, podgrzewanie atmosfery i zapewnianie, że ten wielki powrót się wydarzy. Nagrała, wydała i bum – płyta w sklepach.

Po przesłuchaniu krążka można podziękować niebiosom, że Agnieszka nie produkowała taśmowo kolejnych singli i płyt tylko dlatego, że domagała się tego publika. To nie jest artystka tworząca „na żądanie”. Na „Forever Child” słychać, że przez te lata kumulowały się w niej emocje i doświadczenia, którymi dopiero teraz chciała i mogła się podzielić. Tekstowo jest hardkor, bo dostajemy obraz kobiety, która trochę się w życiu pogubiła i próbuje na nowo zdefiniować sobie miłość. I to bez czytania wywiadów z gwiazdą, które ostro ryją banie, bo rzadko się zdarza, żeby bohater tłumu stanął przed nim i powiedział: „W moim życiu nie jest super”. Korzystając z okazji, chciałem w tym miejscu pozdrowić Jarka Kuźniara, który uważa się za poważnego dziennikarza i kiedyś odmówił mi wywiadu, bo „poniżej pewnego poziomu nie schodzi”. Agnieszka gościła kilka dni temu w jego programie i Jarek, zupełne przeciwieństwo plotkarskich reporterów, pytał ją m.in. dlaczego jest taka chuda i czy wzięła rozwód. Kuźniar próbuje teraz swoich sił w Onecie, a to jest Ringier Axel Springer i redakcja „Faktu” kilka pięter wyżej. Wciąż tam szukają kogoś na moje miejsce, myślę, że Kuźniar ma duże szanse, bo o takie mięso przecież gazetom chodzi. Zawsze dodatkowa pensja wpadnie, nie będzie trzeba pożyczać gadżetów z Wal-Martu na kolejnej wycieczce.

Zawsze przy tak mocno autobiograficznej twórczości mam dylemat moralny – czy w ten sposób artysta otwiera drzwi do swojego życia i można równo lecieć z tematem podczas wywiadu, czy wręcz przeciwnie, nie jest to ekwiwalent rodzinnej sesji w „Vivie!”. Odpowiedzi na to pytanie wciąż brak. Internet zalały już szokujące wyznania gwiazdy, ale najwięcej do powiedzenia ma ona w studiu nagraniowym. Skupmy się więc na muzie. Za „Modern Rocking” Aga dostała nieźle po głowie od fanów O.N.A., którzy po premierze tanecznego „Nie mogę cię zapomnieć” myśleli, że to tylko żart i prowokacja. Pamiętam te czasy! Zresztą, oberwało się jej nie tylko za zmianę producentów. Już nie darła mordy, zaczęła chodzić w sukienkach, a lirycznie bliżej jej było Sylwii Grzeszczak. Spora część wielbicieli rockowej Chylińskiej postanowiła się od niej odwrócić, ale na ich miejsce przyszło pokolenie Radia Eska. „Forever Child” to pod kątem muzycznym kompromis – jest elektronika, jest dance, jest nawet coś pokroju Skrillexa, ale jest też głośne darcie papy, gitary, dużo złości i trochę więcej fantazji niż rymy częstochowskie.  Nie powinno to dziwić, bo nie od dziś wiadomo, że zbolałe dusze są dużo bardziej kreatywne. Promujący album singiel „Królowa Łez” to idealny wybór – radio to łyknie, przypomni Chylińską w wersji, którą wszyscy kochają i skusi na przesłuchanie całej płyty mającej kilka naprawdę mocnych punktów. Mój zdecydowany faworyt to „Borderline” czyli kawałek, który żyje dla swojego tytułu. Gdyby nie poprawność polityczna i dzieci w Empiku, równie dobrze mógłby się nazywać „Pojebany”, bo taki właśnie jest ten utwór. Zaczyna się romantycznie, niewinnie i słodko, a nagle jeb, jeb, jeb, jeb, jeb, JEB! Takich połączeń jest na albumie więcej, ale wszystko pięknie klei swoim wokalem Agnieszka. Delikatna, rozmarzona, a za chwilę smutna, ostra i wkurwiona. Jestem strasznie ciekawy koncertów – trasa zaczyna się lada chwila. Zaprezentowanie tego materiału na żywo może iść w dwie strony: odtworzenie płyty albo dopalenie go żywymi instrumentami. Liczę na opcję numer dwa.

Agnieszka udowodniła tym albumem kilka rzeczy. Po pierwsze, można wrócić po długiej przerwie bez przyjmowania pozycji klęczącej przed stylem, któremu zawdzięcza się największe sukcesy. Po drugie, można nie dostać po dupie za bezkompromisową szczerość. Po trzecie, wszystko da się utrzymać w tajemnicy i zrobić prawdziwą medialną aferę wokół tego, co najważniejsze czyli muzy. Po czwarte, nie będę ukrywał, że nie mam pomysłu na zakończenie tego tekstu, więc zrobimy tak: kupujcie „Forever Child” i szykujcie się na koncerty. A na finał tylko coś w rodzaju anegdoty. Jak miałem lat sześć, moja mama, wówczas zaledwie dwudziestokilkuletnia kobieta, słuchała non-stop „Kiedy powiem sobie dość”. I zawsze jak wchodziła opcja „Czy warto było szaleć tak?”, to patrzyła na mnie i nie bardzo rozumiałem dlaczego. Dziś już wiem i, jak możecie się domyślać, wychowanie takiego ancymona było pełne wrażeń… Nowa Chylińska też się jej powinna spodobać.

14446238_10157663686150724_2253990049781848643_n14479772_10157667314970724_2539901520075572282_n14468276_10157663009520724_7768548810978203957_o

15 KOMENTARZE

  1. Kochałam Agnieszkę ze czasów O.N.A. i nic się nie zmieniło. Jest genialną wokalistką. Królowa łez to po prostu boomba. Ta piosenka jest wspaniała. Gdy Aga ją śpiewa to czuje jakby opisywała również moje życie. Aga jest genialna i mam nadzieje, że nie zwraca uwagi na to co mówią „niby fani”

      • Królowa łez?? Bomba?? Seriously?? Owszem, produkcja bardzo dobra, świetna perkusja (chociaż może aż za bardzo nachalna), wokal super, problem jednak w tym, że jakoś nie bardzo potrafiłem sobie przypomnieć melodię refrenu – odsłuchałem ponownie i znów nie kojarzę melodii – bo ten refren jest po prostu cholernie nijaki i najzwyczajniej w świecie słaby – to mniej więcej poziom piosenki Sama Smitha z ostatniego Bonda

  2. Świetny blog! Czytam Twoje wpisy regularnie. Masz świetny styl! Lekki i zabarwiony ciętym humorem i dystansem. Szczegolnie podobaja mi sie Twoje recenzje. Moze pokusisz sie tez o zrecenzowanie Modern Rocking? Poza tym jestes bardzo przystojny i seksowny. Pozdro

    • Dziękuję! Myślę, że na recenzję Modern Rocking już trochę za późno, ale uwielbiałem ten album i to był soundtrack mojej (nie zawsze wesołej) jesieni 2009 🙂

  3. Uwielbiam Agę <3 byłam kiedyś na EMA w Szczecinie i właśnie jej występ pamiętam najbardziej! Te jej darcie mordki jest super aż ciary przechodzą jak się tego słucha zwłaszcza na żywo!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here