Branżowe imprezy mają to do siebie, że zazwyczaj odbywają się w mało trafionych terminach typu poniedziałek albo czwartek. Daj boże w środę, bo wtedy można jeszcze po części oficjalnej wypuścić się gdzieś w miasto. Wbrew pozorom, na eventy chodzą nie tylko bezrobotni, więc perspektywa pracy na drugi dzień nieco tonuje alkoholowe zapędy, choć i zdarza się też, że zupełnie nie. Wiem doskonale, jak to jest iść rano do biura prosto z melanżu i choć to zawsze owocuje w wiele zabawnych sytuacji i dowodzi twojego imprezowego heroizmu, nie do końca jest warte świeczki. Na szczęście, najbardziej oczekiwana przeze mnie impreza sezonu odbyła się jak król melanżu przykazał czyli w piątek.
Chodzi oczywiście o urodzinowy mariaż marki ALOHA FROM DEER i wujaszka liestyle, który w tym roku zagościł w warszawskiej ISKRZE. Miałem już okazję dmuchać świeczki z tortu Alohy, jak i zaznać imprezowego szaleństwa u wujaszka, więc wiedziałem jedno: w sobotę rano pomoże tylko kroplówka. I jakie to super uczucie się nie pomylić…
ALOHA from liestyle* to w odróżnieniu od większości eventów w stolicy, impreza stworzona przez ludzi dla ludzi. Nikt nie zrobił jej po to, żeby obfotografować na ściance celebrytów, stuknąć symbolicznym drinkiem, żeby dobić interesów i rozejść się do domu o północy. Bo tak to, niestety, zazwyczaj wygląda. Tutaj też pojawiło się sporo znanych twarzy, ale wszyscy przyszli, bo się po prostu lubią, a nie dlatego, że im ktoś zapłacił. Tegoroczna odsłona to trochę spełnienie marzeń każdego, kto naoglądał się amerykańskich filmów i chciał być gościem szalonego melanżu w ogrodzie z basenem w jakiejś wypasionej chacie. Scenografia skradła mi serce i mam nadzieję, że na zdjęciach udało mi się oddać, jak zajebiście to wszystko wyglądało. A przecież nie brakowało lęków, bo huragany i trąby powietrzny miały w sobotę urwać ludziom dupy. Cóż, ostatecznie zrobiła to impreza.
Kupa znajomych, dobry alkohol, muza na poziomie i totalny luz, zero krępacji, kija w dupie również brak. No, chyba, że ktoś lubi takie zabawy. Niewiele mogę napisać, co się faktycznie na imprezie działo już po pewnej godzinie, bo to zaprzeczałoby jej idei czyli zabawy bez spiny i lęku, że ktoś jutro nas obsmaruje. Powiem tak – było grubo. Zamiast tego sporo fotek, które pstrykałem chwiejną ręką, a które pokazują mam nadzieję, że super zabawa to zasługa ludzi, bo wczoraj zebrana ekipa była naprawdę zacna. Do zobaczenia za rok!
PS. Jest wielu event menadżerów w tym mieście, ale król imprezy jest tylko jeden: Michał Rej.
Jak dla mnie, to powinieneś pisać jakieś dłuższe felietony w gazecie, bo od razu czuć, że pisanie przychodzi Ci z łatwością. Dzięki za tego bloga, może nie jesteś tego świadomy, ale potrafisz mega podnieść na duchu swoimi dwuznacznymi żartami i sarkazmem! Trzymaj się i pisz jak najczęściej, kiss
On już pracuje w gazecie Fakt, więc nie musisz mu tego mówić.
Tak tak, wiem że pracuje, ale zdecydowanie marnuje się w gazecie tak niskich lotów, jaką jest ,,Fakt”
Gdzie można zakupić magazyn pride? I za ile? I czy strona magazynu będzie znów dostępna?
Niestety, magazyn już się nie ukazuje, strona tez jest nieczynna 🙁
Szkoda. Moim zdaniem brakuje na rynku dobrych magazynów tego typu.
Ciekawy artykuł, ciekawy fotoreportaż. Pozdrawiam, Sebastian
http://fashionseba.blogspot.com
Świetny reportaż – bardzo dobrze się czyta. Brzmi jak fajna impreza i inna od tych wszystkich, o których zazwyczaj się czyta. 🙂 Aloha From Deer to też ciekawa marka. Na bluzy od nich natknęłam się na https://www.showroom.pl i zdecydowanie się wyróżniają.