Jestem największym hejterem coachingu. Poszedłem na wykład Jakóbiaka

14

 

Zanim założyłem bloga, bardzo lubiłem (i wciąż lubię) uzewnętrzniać się na Facebooku. Wiecie, taka typowa polska przypadłość – poczucie, że moje zdanie na każdy polaryzujący temat jest na tyle ważne, żeby zamęczać nim obcych ludzi. Jakiś czas temu postanowiłem wypowiedzieć się na temat trenerów motywacyjnych i coachingu. Nie mogę odkopać teraz tego wpisu, więc zacytuję z pamięci. Szło to jakoś tak: „Trzeba być debilem, żeby chodzić na wykłady motywacyjne, gdzie za grubą kasę jakiś typ powie ci: możesz wszystko, sukces jest w zasięgu ręki. Ludzie, leczcie się!”. Oczywiście, post zrobił furorę wśród moich znajomych, zbiłem ze wszystkimi piątki i mogłem spokojnie zasnąć z myślą „no, ale im dojebałem”.

Spokój i samozadowolenie zmącił jednak jeden z moich kolegów ze studiów, który postanowił dołożyć do dyskusji swoją cegiełkę, ale zupełnie inną niż mozolnie zbudowana przeze mnie konstrukcja pt. „coaching to zło”. Igor zwrócił uwagę na fakt, że nie każdy jest w stanie zaplanować sobie starannie swoją ścieżkę zawodową, nie każdy ma na tyle pewności siebie i wiary we własne umiejętności, by sięgać po wyznaczone cele i odnaleźć się w zawiłych labiryntach tzw. „kariery”. Że to poszukiwanie motywacji nie jest jakimś abstraktem, a realnym problemem dla wielu ludzi, dla których trenerzy motywacyjni mogą być zastrzykiem wiary w siebie i kopem popędzającym do realnego działania. Ja, jak to ja, brnąłem dalej w zaparte, choć wykłady motywacyjne znałem tylko z youtube’a, a obraz coachingu rysowało mi kilka najbardziej znanych nazwisk i ich durne akcje z pokazywaniem ile mają pieniędzy albo jaki bilet na pociąg kupują, bo „ich stać”. Padło też magiczne pytanie: czy byłeś kiedykolwiek na takim wykładzie? No i tutaj zdziwiona Iwona, bo nie byłem, więc znowu – nie wiem, ale mi się wydaje, więc się wypowiem. W końcu jednak, mocno po czasie, nadarzyła się okazja, żeby zajrzeć w paszczę lwa. Jakieś dwa tygodnie temu miałem okazję uczestniczyć w wykładzie motywacyjnym Łukasza Jakóbiaka i skonfrontować ostatecznie swoje wyobrażenia z rzeczywistością.

Łukasza znam od dawna i ze zdumieniem przyglądałem się projektowi „20m2”, który w mgnieniu oka stał się programem będącym spełnieniem wszystkich moich zawodowych marzeń czyli spotkaniem z gwiazdami, gdzie rozmowa może potrwać więcej niż 5 minut i jest czymś więcej niż tylko kolejną platformą do promocji ich nowych płyt czy filmów. Błyskawiczny sukces sprawił, że najemca najsłynniejszej kawalerki w Polsce szybko zaczął robić karierę jako mówca i trener motywacyjny właśnie. Patrzyłem na to zawsze z przymrużeniem oka i myślałem sobie okej, trzeba kuć żelazo póki gorące, ale już rób ten program, bo Ci to dobrze idzie i się nie wygłupiaj z jakimś porywaniem tłumu i opowiadaniem o tym, jak udało się zrobić zdjęcie z Lady Gagą. Bo tak mi się to rysowało z opowieści i zdawkowych relacji w sieci. Wykład z serii „20 wykładów Łukasza”, w którym uczestniczyłem, odbył się w jednej z sal konferencyjnych hotelu Sound Garden w Warszawie i choć za wejściówkę nasz gwiazdor krzyknął sobie prawie dwie stówki, jego coachingowe popisy podziwiał komplet publiczności czyli jakieś 200 osób. Zasiadłem grzecznie w ostatnim rzędzie w oczekiwaniu aż najświętsza łaska motywacji spłynie na moje cygańskie lico i będę mógł ruszyć na podbijanie świata albo przynajmniej na wakacje na Mykonos.

Wykład jest wyraźnie podzielony na dwie części. Pierwsza jest nieco bardziej ogólna, Łukasz hasłowo prezentuje i omawia pojęcia takie jak motywacja czy sukces, przy okazji podrzucając potrzebne narzędzia. Jest w tym trochę sztampy, ale sądząc po reakcji zgromadzonych, nawet najbardziej banalne rzeczy trzeba sobie czasami przypomnieć albo nazwać. Tak było w moim przypadku, gdy na tapetę został wzięty tzw. pamiętnik przyszłości. Wiem, wiem, brzmi to jak tytuł nowej piosenki Sylwii Grzeszczak, ale na tym podobieństwa się kończą. Łukasz rzuca pomysł prowadzenia pamiętnika, w której opisujemy w czasie teraźniejszym swoje cele na przyszłość. Czyli np. jeśli marzę o wywiadzie z Madonną, to sobie o nim piszę tak, jak gdyby właśnie miał miejsce. Wydaje się to mocno pretensjonalne, ale zdałem sobie sprawę, że ja przecież taki „pamiętnik” prowadzę, z tą tylko różnicą, że mam w głowie, nie materializuje go na papierze. Często jest tak, że po całym dniu, wydymany obowiązkami, leżę w swoim rozpasanym ikeowym łożu i wyobrażam sobie, że zasiadam przed panną Ciccone i mówię: Stara, to teraz powiedz, jak to naprawdę było… Na ile samo myślenie przybliża mnie do samego celu? No nijak, ale sama ta wizja ma pobudzić do faktycznego działania.

I tutaj zaczyna się nieformalna część druga wykładu, w moim mniemaniu najbardziej cenna i interesująca. Łukasz porzuca świat sloganów i haseł na rzecz bardzo konkretnych przykładów. A raczej jednego przykładu – siebie. Niezależnie od tego, czy ceni się jego medialną działalność czy nie, nie da się zaprzeczyć, że stworzył własną markę i do występów w swoim programie jest w stanie nakłonić niemal każdą gwiazdę. Nie jest to wyimaginowany milioner ze Stanów, kolejna przypowieść o pucybucie, który wpadł na pomysł fabryki odblaskowych majtek czy biednej dziewczynce, którą na Times Square wyhaczył łowca talentów Chanel. Tutaj mamy kolesia z krwi i kości – chciał i zrobił. I to jest dopiero motywujące, bo oglądając zdjęcia chłopca z zezem, który w pogoni za popularnością w szkole i akceptacją rówieśników, jako łowca autografów zrobił sobie fotki z największymi sławami tego świata, nie spodziewalibyśmy się, że za chwilę dla wielu z nich będzie partnerem w relacji dziennikarz-gwiazda. Przy tej okazji ujawnił talent, o który ciężko go posądzić oglądając „20m2 Łukasza” – jest niesamowicie zabawny i sprzedaje swoją filozofię w sposób lekki i niepretensjonalny, dla niektórych też pewnie wzruszający. No, naprawdę, niezły komediant z tego Jakóbiaka! Na szczęście, w tych śmiechach i chichach nie ginie clue całego spotkania czyli dążenia do celu niekoniecznie tradycyjnymi drogami. Mnie ciężko zaskoczyć, ale gdy opowiadał o metodach, którymi doprowadził do niektórych wywiadów, plułem sobie w brodę, że sam na to wcześniej nie wpadłem albo inaczej – nie miałem na nie odwagi. Opowieściom związanym z „20m2” towarzyszy jeszcze kilka pobocznych historii m.in. o projektowaniu koszulek dla H&M, ale dla mnie to bardziej odpały w kategorii pranków niż realne osiągnięcie założonego celu. Jako kolejne klocki spełniają jednak w trakcie wykładu swoją funkcję, bo obrazują, że to mityczne „niemożliwe” jest do pokonania na milion sposobów. Nie zawsze po to, by dorobić się gigantycznych pieniędzy i spijać szampana z pośladków modelek, ale dla własnej satysfakcji i pokazania fucka wszystkim, którzy na różnych etapach naszych wysiłków trochę powątpiewali.

Nie może być jednak za słodko, więc teraz czas na łyżkę dziegciu. Jeden ze słuchaczy bardzo słusznie zauważył, że choć podczas wykładu jest mowa o porażkach i że nie zawsze spada się pupą na różowy plusz, to Jakóbiak na temat swoich niepowodzeń niewiele mówi i mogłoby się wydawać, że jedyne co przerwało pasmo jego sukcesów jest nienamówienie Lady Gagi na udział w filmie, który próbował przed laty zrealizować. A to, umówmy się, w świetle porażek dnia codziennego, wydaje się dość abstrakcyjnym przykładem. Ludzie chcą posłuchać o tym, że nie zawsze się udaje i to nie dlatego, żeby podbudować swoje ego niepowodzeniami bliźniego. To po prostu uczłowiecza i buduje wiarygodność, bo gdyby wierzyć plotkom w wielkie agencje marketingowe, które podobno stoją za sukcesem Łukasza, to przecież wpadki by się nie zdarzały. Dlatego na następnym spotkaniu prosiłbym o więcej stacji z upadkiem na drodze krzyżowej, bo to, wbrew pozorom, też mocno motywuje!

Ostatecznie, Jakóbiak kupuje mnie jednym – facet ma historię, która wciąż trwa i pisze jej kolejne rozdziały. Nie jest nadmuchanym coachem obwieszonym pieniędzmi, który mówi o spełnianiu marzeń i dążeniu do celu, gdy jego jedynym celem jest tylko pomnażanie majątku kosztem tych biednych niezmotywowanych. Nie ma odcinania kuponów, jest dokładanie kolejnych wątków, o których będzie pewnie opowiadał za kilka miesięcy, a nawet lat. W trakcie wykładu opowiada o pomyśle mającym zaprowadzić go prosto na fotel w talk show Ellen DeGeneres. Nie będę ukrywał, jak usłyszałem, że chce u niej wystąpić to pomyślałem jezu, weź dziewczyno, co jeszcze??? Ale jak sprzedał koncepcję na to, jak chce to zrobić, to stwierdziłem okej, kupuję to, będzie śmiesznie i niech mnie drzwi ścisną, ale chyba mu się to uda. I czemu sam na to nie wpadłem?! Po raz kolejny. Dlatego, jak to mawiał Kazio Górski, piłka jest okrągła, a bramki są dwie – jeśli jesteś rekinem sukcesu i nie potrzebujesz zastrzyku motywacji, wykłady Łukasza możesz sobie totalnie odpuścić. Ale jeśli masz w głowie jakiś nieśmiały pomysł na coś większego, coś, w czego powodzenie niekoniecznie wierzysz, to takie spotkanie naładuje ci baterie i uwierzysz, że jednak może się udać. Trzeba tylko pamiętać, że wykład to tylko ładowarka – resztę trzeba zrobić samemu.

PS. Tylko dwa zdjęcia złapały ostrość, bo bohater wieczoru ganiał jak dzika łania w agreście we wszystkie strony.

lj1 lj2

14 KOMENTARZE

  1. Hm… do tej pory ten ziom bardziej kojarzył mi sie z 20m2, nawet nie wiedziałem, ze robi takie rzeczy. Pomysł z pamiętnikiem dziwny ale w sumie czemu nie spróbować 😉

  2. Ogólnie pamiętnik to technika podawana w wielu książkach motywacyjnych. Łukasz był ciekawszy zanim zaczął je czytać i niby odkrywczo na swoich wykładach wrzucać ćwiczenia i metody pożyczone od innych.

  3. Sceptyczny gosc, poszedl na jeden wyklad i zmienil zdanie o wszystkim. Typowo. Tak jak wspominasz w tekscie, ale ja to troche przeinacze ‚siedze sobie w glowie cale zycie i napisze wam jak wyglada ‚. Ciekaw jestem co bys powiedzial po 20 wykladach roznych osob, bo wtedy wg mnie, moglbys miec jakiekolwiek zdanie na ten temat. Ani ze mnie coach, ani motywator, ale bylem na kilku wykladach, widzialem takich gosci jak Ty, ktorzy nie dosyc ze przyszli z mina jakby im ktos kazal, dalej, oni byli wkurwieni ze tam przyszli, jakby jedna ich czesc wolala o pomoc a druga mowila ze przeciez wszyscy wala z tego pompe to jest glupie, a ja jestem madry. Tylko nie na tyle zeby sie przyznac ze nie potrafi sobie poradzic z zyciem i ze przyszedl bo potrzebuje pomocy. Po dwoch dniach widzisz tych gosci w skowronkach, dostali to co chcieli za kilka baksow, ale za chwile i tak ich madry leb wezmie gore i wroca do starego zycia. Motywacja to chwilowe uniesienie, haj, ktory znika po kilku dniach, jesli sie tego nie rozpala w srodku. Wielu ludzi tego potrzebuje, nie kazdy jest taki zajebisty jak Ty. Pozdro

  4. hmm z tego co slyszalem to cala akcja z wybiciem sie Jakóbiaka polegala na zaplaceniu agencjom PR i marketingowym na wypromowaniu siebie. Czy to ma byc oznaka sukcesu? to ma byc to wybicie sie przez motywacje i poswiecenie? Problem z tymi coachami jest taki ze ich jedynym osiagnieciem jest to ze potrafia Ci mowic ze jestes w stanie cos zrobic. i to jest ich zawod i ich jedyny sukces. nie maja zadnych fundamentow pod to bo jak zapytasz -no spoko a co Ty zrobiles w zyciu? to padnie cisza albo mocne krecenie nosem.

    Jakóbiak to niestety sztuczny twór sztabu ludzi tak jak Majewski Trenuje i kilku innych. Nie kupuje tego. to nie jest prawdziwe.

    • Hmm… „z tego co słyszałem” :))) no niestety tutaj strzał na ślepo, bo ludzie będący tu na miejscu byli świadkami tego jak idea tego programu kiełkowała i w końcu się zmaterializowała i niestety, nie było przy tym wielkich agencji PR i opłaconych artykułów… z resztą komentarza się zgadzam, ale tak jak zauważyłem w tekście, to akurat Łukasza odróżnia od reszty, że on rzeczywiście coś zrobił i w dalszym ciągu to kontynuuje 🙂

      • oczywiscie ze teraz ciezko bedzie potwierdzic ze takie cos mialo miejsce po 1. dlatego ze bylby to samoboj dla Lukasza po 2. agencje musza zachowac profesjonalizm wiec nie wystrzelaja swojego klienta ze takie cos mialo miejsce. Stad sa tylko pogloski i jakies niejasne informacje.
        Ten swiat to tak samo jak swiat fitnesowców – sporo hipokryzji, sciemy i koloryzowania. Im gorzej przedstawisz swoja przeszlosc i lepiej pokazesz sie teraz – tym wiecej sprzedasz.
        To tak jak jeszcze do niedawna bylo z Piotrem Kaszubskim, genialny milioner, swietne sprzedana historia (wszystko oczywiscie wtedy bez udzialu osob trzecich, sam osiagnal swoj sukces) a tu nagle pyk i runal domek z kart.
        I nie zrozum mnie zle Lukasz robi swoje, niezle na tym wychodzi. Ale osobiscie nie kupuje tego ze moze robic wyklady motywacyjne, po prostu za slabe to dla mnie.

      • Ale przecież było głośno o tym, że Łukasz był promowany od początku przez agencję LiveBrand. Nie słyszałeś o tym? Sprawa jest o tyle nie do podważenia, że agencja to potwierdziła w oficjalnym komunikacie, a bloger, który to opisał (Robert Stępowski) był straszony przez Łukasza pozwem sądowym.

  5. ..”Poszedłem na wykład Jakóbiaka” zabrzmiało tak jakbyś oznajmił światu, że właśnie straciłeś cnotę. Po przeczytaniu widzę ,że nie bolało, ale nawet Ci się spodobało. Podpowiem Ci, że tak naprawdę wystąpienia Jakóbiaka nie są niczym nadzwyczajnym, można znaleźć lepsze. Nie zapominaj jednak ,że jego tzw. „wykłady” również mieszczą się w formule – dążenia do tzw. „wolności finansowej ” … Oprzytomniej człowieku i wróć do rzeczywistości!! Przecież sam wiesz ,że rynek coachingu ( gadania o wszystkim i o niczym ) czy rynek zwany „rozwojem osobistym” to chyba obecnie najprężniej i najszybciej rozwijające się źródło dodatkowych dochodów dla celebrytów. Raptem wszyscy mają swoją niepowtarzalna historię, a jak jej nie mają to telewizja ją stworzy np. na wyjeździe bardziej lub mniej egzotycznym.. Pozdro

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here