Co wiemy o nowej płycie Madonny?

0

W grudniu 2017 podczas wywiadu w show „Live with Kelly and Ryan” Madonna zapowiedziała, że w 2018 wraca do gry i wyruszy w trasę koncertową, a nowy album przy takiej deklaracji również wydawał się naturalną koleją rzeczy. Wśród gejów w grupie wiekowej powyżej 30. roku życia zanotowano przypadki stanów przedzawałowych, pospieszne otwieranie książeczek oszczędnościowych, a także deklaracje gotowości do podjęcia prostytucji. Wszystko po to, żeby w stylizacjach imitujących lub choćby nawiązujących do aktualnego image’u Madonny bawić się na jej koncertach. Początkowo, wszystko szło zgodnie z planem. W styczniu gwiazda poinformowała za pośrednictwem swojego Instagrama, że wchodzi do studia, a wszystkie domorosłe producentki i menadżerki muzyczne szybko obliczyły, że jak zepnie swoje poprawione chirurgicznie pośladki, to wyrobi się w 2018 i z premierą nowej płyty, i startem trasy koncertowej. Mamy październik i śmiało można powiedzieć, że Madonna nas okłamała. W naszym wieku nie wypada już panikować i histeryzować, więc zastanówmy się na spokojnie – co już NA PEWNO wiemy o nowej płycie starszej pani, a czego MOŻEMY się domyślać i spodziewać.
 
Wszystko wskazuje na to, że początkowo prace nad albumem miały wyglądać identycznie, jak w przypadku ostatniej płyty artystki tj. „Rebel Heart”. Wytwórnia Madonny, Interscope Records, wyselekcjonowała dla niej grupę producentów, kompozytorów i tekściarzy, z którymi miała spotkać się w studiu nagraniowym i rozpocząć pracę nad albumem. I tak też się stało. Pierwsze burze mózgów i próby nagrań odbyły się w Green Room w Sarm West Studios w Londynie (artystka nagrywała tam część materiału do takich albumów, jak „Music”, „American Life” i „MDNA”) i uczestniczyli w nich, oprócz samej Madonny, Starrah i Billboard. Nie mówią wam za wiele te nazwiska? A powinny! Starrah to amerykańska wokalistka, raperka i przede wszystkim tekściarka. Jest współautorką takich przebojów, jak m.in. „Havana” Camilli Cabello, „Girls Like You” Maroon 5 czy „Fake Love” Drake’a. Pełną listę utworów, do których przyłożyła swoje zdolne ręce możecie zobaczyć tutaj. Billboard to z kolei amerykański producent, którego Madonna poznała jeszcze przy pracy nad „Rebel Heart”, a konkretnie jednym utworem. Jednym, ale za to jakim! Billboard maczał palce w „Ghosttown” czyli zdaniem wielu, najmocniejszym punktem ery RH i kawałkiem, który gdyby tylko był śpiewany przez o połowę młodszą popową gwiazdkę, z pewnością namieszałby na listach. Billboard współprodukował „Ghosttown” z Jasonem Eviganem i wydaje się, że brzmienie utworu można w dużej mierze przypisać właśnie jemu. W jego producenckim CV można znaleźć jeszcze kilka innych pop gemów, m.in. „Hold It Against Me”, „Till The World Ends”, „Drop Dead (Beautiful) i „Inside Out” z albumu Britney „Femme Fatale”, gdzie możemy jednak założyć, że był tzw. producentem asystującym Max Martinowi i Dr. Luke’owi. Jako współproducent widnieje również przy hicie Robyn „Call Your Girlfriend”. Podsumowując, na ten moment „Ghosttown” jest jedną z najbardziej samodzielnych pozycji Billboarda i jedyną wskazówką, co do brzmień, na których pracuje.
 

 
Istnieje szansa, że Starrah i Billboard nie byli jedyną ekipą, z którą Madonna spotkała się w studio, ale być może jedyną, z którą udało się jej znaleźć wspólny język. Tropem może być komentarz, który artystka zostawiła pod postem swojego menadżera, Guya Oseary’ego, który pod koniec lutego świętował 20. rocznicę premiery „Ray Of Light” – przełomowej pozycji w dyskografii Madonny. „Pamiętne czasy, w których robiłam płyty z innymi artystami od początku do końca i mogłam być wizjonerką i nie musiałam brać udziału w writing campach, na których nikt nie potrafi usiedzieć w miejscu dłużej niż 15 minut…. JUŻ WKRÓTCE” – napisała wkurwiona, dodając błagalne „CZY MOŻESZ MI POMÓC TERAZ?!”. 
 
Koncepcja, która zakłada, że największa ikona muzyki pop jest zmuszana przez wytwórnię do tego typu akcji, zarezerwowanych dotąd raczej do produktów pokroju Britney czy Rihanny, jest szokująca. Trochę mniej szokująca staje się w momencie, gdy Madonna sama nie wychodzi z inicjatywą i konkretnymi nazwiskami, z którymi chce współpracować, a poprzez writing campy wytwórnia umożliwia jej właśnie tę „burzę mózgów”, gdzie może wykrystalizować się ostateczna koncepcja płyty. Wygląda na to, że udział w tego typu spotkaniach podziałał na Madonnę motywująco i szczęśliwie postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Możemy przypuszczać, że gwiazda zrezygnowała z kolejnych writing campów i zgodnie z cytowanym wyżej komentarzem, przygotowuje płytę w okolicznościach, które nie urągają jej statusowi i artystycznym zamiarom.
 
Co więc zrobiła Madonna? Do pracy zaprzęgła swojego dobrego znajomego, Mirwaisa. Wśród fanów Starej jest to postać niemal kultowa, bo to jemu zawdzięczamy folkowo-elektroniczne brzmienie „Music” i „American Life”. Mirwais maczał też palce w „Confessions On A Dance Floor”, choć ostatecznie wszystkie jego utwory, które trafiły na płytę, zostały przeprodukowane przez Stuarta Price’a. Początkowo para pracowała w studiu w Lizbonie, gdzie obecnie mieszka artystka, a potem kontynuowała dzieło w Londynie, gdzie towarzyszył im również wspominany już tutaj Billboard. W wywiadzie dla włoskiego „Vogue’a” Madonna potwierdziła też, że na płycie usłyszymy wpływy portugalskiej muzyki, którą nasiąknęła podczas pobytu w tym kraju i licznych jam sessions z lokalnymi artystami. Wśród zaproszonych muzyków znalazł się Dino D’Santiago, którego możecie posłuchać m.in. tutaj. Na jednym z krótkich nagrań ze studia zamieszczonych przez piosenkarkę mogliśmy też usłyszeć sesje wokalne w stylu butuku czyli najstarszego stylu muzycznego rdzennych mieszkańców Wysp Zielonego Przylądka. Nagrania miały zresztą miejsce na jednej z wysp, a konkretnie na Santiago. Butuku to forma śpiewu acapella przypominającego rozmowę, gdzie główny wokalista rzuca frazę, a odpowiada mu chór innych głosów. Zagadką pozostaje aktualne brzmienie Mirwaisa, który od kilku lat – jeśli wierzyć internetowi – nie wyprodukował nic komercyjnego, natomiast z wpisów Madonny wynika, że pozostał on wierny disco i francuskiej elektronice. Jeśli przyjmiemy, że Mirwais będzie głównym producentem płyty, czeka nas intrygujący mariaż współczesności z afrykańsko-portugalskimi wpływami. Niewykluczone, że na krążku pojawi się też ostatnia muzyczna fascynacja Madonny czyli Nakhane. Z pewnością byłaby to miła odmiana po featuringach popowych gwiazdek, choć i tych nie możemy wykluczyć, bo w ostatniej dekadzie miss Ciccone miała do nich wyjątkową słabość i kto wie, może wśród fado i afrykańskich bębenków wyskoczy Nicki Minaj ze swoim „YOUNG MONEY AYO MADONNA!”.
 

 
Jeśli wierzyć M i jej hasztagom na Instagramie (to jest właśnie współczesne dziennikarstwo, wybaczcie), płyta jest roboczo zatytułowana „Magic”, a jednym z utworów, które na nim usłyszymy będzie „Beautiful Game”. Fragment tej piosenki Madonna zaśpiewała podczas MET Gali w Nowym Jorku, prawdopodobnie jedną ze zwrotek. Ciężko jednak powiedzieć, na ile warstwa instrumentalna i melodyczna odpowiada oryginałowi.
 

 
Niewiadomą pozostaje wciąż data premiery. Madonna, jak to stara baba w internecie, od maja zapewnia, że nowa płyta „coming soon”, ale dopiero w jednym z ostatnich wywiadów dla WWD dziennikarz wydębił od niej, że album ukaże się w przyszłym roku. Kiedy dokładnie? Tego nie wiemy, ale można spekulować, że stanie się to prawdopodobnie na wiosnę, więc każdy termin, począwszy od lutego do końca kwietnia, wchodzi w grę. Wypada mieć tylko nadzieję, że wytwórnia albo sama gwiazda, poinformuje niedługo o szczegółach, bo wyczekiwanie konkretnej daty jest dużo przyjemniejsze (i spokojniejsze!) niż strzelanie ślepakami. Więc… CZEKAMY!
 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here