Mariah Carey w Krakowie: Ociężały motylek bez osobowości

13

Informacja o koncercie Mariah Carey w Krakowie wywołała u mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony pomyślałem, że super byłoby ją zobaczyć (i usłyszeć!) na żywo, a z drugiej wydanie ponad 200 złotych na gwiazdę, która raczej nigdy specjalnie mnie nie podniecała, wypadałoby już poważniej rozważyć. Ostatecznie jednak uznałem, że to ostatnia taka okazja, aby podziwiać na scenie jedną z największych legend światowej muzyki i trudno, wyskoczę z hajsu. I trochę żałuję!

Występ w Krakowie potwierdził, że Mariah wciąż ma 5 oktaw i potrafi z nich korzystać tak, jak mało kto na świecie. Być może w jej głosie brakuje tej lekkości, którą uwiodła miliony fanów 20 lat temu, ale nie ma jednocześnie mowy o porykiwaniu i przyduszaniu się przy wyższych rejestrach, co ma miejsce w ulubionym filmiku internautów. Słynny rejestr gwizdkowy również ma się dobrze, robi spore wrażenie, a złośliwi mogą nawet posądzać o playback, bo brzmi podejrzanie czysto. Carey podczas trasy „The Sweet Fantasy” wykonuje praktycznie wszystkie swoje największe przeboje, oczywiście w oryginalnych aranżacjach i 1:1 w każdym dźwięku. Trochę to słabe, ale nie będę chujem, bo jeszcze dwa dni temu chwaliłem za to Varius Manx, więc Maryśka za to samo przecież bęcków nie dostanie.

I to w zasadzie byłoby na tyle, jeśli chodzi o tzw. plusy. Największym problemem poniedziałkowego koncertu było to, że gwiazda wieczoru śpiewała go za niewidzialną szybą. Zero charyzmy, błyskotliwości, próby nawiązania kontaktu z publicznością, który wydaje się szczery i ludzki. Tymczasem Mariah, takie odniosłem wrażenie, śpiewała dla siebie. Taka sceniczna masturbacja: o, ale wyciągnęłam, dobra jestem, plebs proszę o oklaski, dziękuję. Niestety, ale kiedy 3/4 repertuaru to ballady to aż się prosi o zbudowanie takiego emocjonalnego pomostu między artystą a publiką. Z utęsknieniem czekałem na moment, który mnie poruszy, że dostanę nagle z buta w żołądek i ściśnie mnie w gardle. Namiastką, tylko namiastką, byli wirtualni goście panny Carey czyli nieżyjący Whitney Houston i Michael Jackson, którzy pojawiają się odpowiednio w „When You Believe” oraz „I’ll Be There”. Szczególnie bolesna w moich oczach była konfrontacja z wokalem Whitney, który ma w sobie tyle uczucia i głębi, że nie może się z nim równać absolutnie nikt. Kurwa, nawet „Ken Lee” mnie nie ruszyło, no zaśpiewała i tyle, nie ma co drążyć.

Ciężko też cokolwiek dobrego powiedzieć o samej produkcji koncertu. Scena jest rozczarowująca, a zamiast ekranów LED-owych z prawdziwego zdarzenia jest jakaś wymiętolona biała szmata, na której bez ładu i składu odtwarzane są marne wizualizacje i stare teledyski gwiazdy. Oczywiście, można zbić to argumentem, że tutaj nie o show, a głos przecież chodzi, ale jak laska nosi pierścionek za kilka milionów dolców na palcu to trochę wstyd z taką bidą przyjeżdżać, nawet do Europy drugiej prędkości. W ogóle cała oprawa sceniczna i stroje to TAKI kicz, że Cher przy tym jest normcorowcem. Jakieś połyskujące rajstopy, przyciasne body, nudne sukienki z kryształkami, blond doczep po samą cipę… Ileż można? Ja wiem, że to trochę Las Vegas i w ogóle, ale źle się to ogląda. Tym bardziej, że proporcjonalnie z kilogramami Mariah ubywa gracji i rusza się po scenie bardzo ociężale. Komicznie też wygląda to, że podczas każdego wejścia i wyjścia ze sceny towarzyszy jej ochroniarz, który odprowadza ją za rękę jak małą dziewczynkę. Infantylne zachowanie to niby już jej znak rozpoznawczy, ale tego kręcenia włosów na palcu, motylków etc. to nigdy nie zdzierżę…

Rachunek sumienia taki, że dopisuję do listy „widziałem” kolejną muzyczną ikonę, ale z mocno mieszanymi uczuciami. Niby zrobiła swoje, zaśpiewała perfekcyjnie wszystko co miała, ale jednak pozostaje spory niedosyt. Na szczęście, jej polscy fani są zachwyceni i to tak naprawdę jest najważniejsze, bo pewnie nie do końca wierzyli, że zobaczą kiedyś swoją idolkę na żywo, a tu taka niespodzianka! Cieszcie się zatem, a moim skomleniem się nie przejmujcie. Na osłodę trochę zdjęć, bo stwierdziłem, że jak mam stać i się nudzić to mogę coś popstrykać.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 1011 12151316 17 18

13 KOMENTARZE

  1. Grabari cos miales chyba zły humor na ten koncert, ale jak bywa kazdy ma inne odczucia. Ja np będąc kiedyscnavkoncsrcie Dody miałem identyczne odczucia, ze zero kontaktu z publicznością, ty mi pewnie zaraz powiesz ze Doda jest super?. Co do ochroniarza to wiekszosc piosenkarek tak ma ze wszedzie z nimi chodzą za rączkę, tym bardziej kiedy schodzi ze sceny w kilku centymetrowych szpitalach. Spróbuj tak a napewno poprosisz o pomoc chociażby Bartka ? PS. I ostatnie, nie czepiaj mi sie Cher bo to ikona, a show robi najlepsze ze wszystkich popowych artystek razem wziętych ??buziak

    • Hmmm… skoro podobał Ci się koncert oznacza to, że dużo Ci do szczęścia nie potrzeba. I bardzo dobrze. Brakuje prostych ludzi w dobie dzisiejszych internetów.

      Pytanie dla Ciebie. Zdefiniuj własnymi słowami słowo – Kicz? Bo z tego co wiadomo niektorzy na „kiczu” zbudowali imperium. Mimo to uważam, że powyższy blog nie jest kiczowaty. Jest świeży i lekki. Jednocześnie widać, że pisze go nie głupia Pancia. Pozdrooo

  2. Bardzo trafny opis i odczucia. Cudowny głos, który robi wrazenie a poza tym podpisuje sie pod tym co napisałeś obydwiema rekami i choc jestem jej fanka od 1990 roku to faktycznie kiedys porywała swoja naturalnosci i lekkoscia. co do koncenru, szołu brak, kontakt z publicznaosci = 0 i tak samo to odczułam jakby spiewala dla siebie, no moze jeszcze dla bendu i tancerzy a nie dla nas publicznosci 🙂 Ale i tak jestem mega zadowolona ze widziałam i słyszałam Mariah na zywo po 25 latach oczekiwania 🙂 Zazdroszcze miejsca blisko sceny ja juz nie zdazyłam z zakupem i byłam troszke dalej i mało ja widziałam.

  3. Jak to zero kontaktu. Komentowała każde wystapienie fanów z koszulkami, motylkami, nie wierzę w to co piszesz, chyba nie czujesz się w pełni czegoś tam.

  4. Jeżeli twierdzisz, ze nie miała kontaktu z publicznością. To nie wiem na jakim koncercie Ty byłeś. Prawda jest taka, ze to właśnie jej pierwszy koncert w PL i prawdopodobnie jedyny, przez co sporo osob przyszlo tyllo zobaczyc gwiazde swiatowego formatu i robić zdjęcia. To widzowie byli sztywni, drentwi i przypadkowi bo właśnie przyszli ja zobaczyć, porównać, a nie bawic sie z nią i współpracować. Miała bardzo trudne zadanie. Nie zawiodła. Myślę, ze jakby to byl kolejny jej koncert byli by to faktyczni funi i inaczej zupełnie to by wyglądało.

  5. Zważ na to, że byłeś na koncercie gdzie liczy się śpiew, a nie show – to nie Twoja Madonna, która gra na cip*e i co drugie słowo to „motherfucker”… Carey wystarczy głos by porwać publiczność, nie potrzebuje otoczki – widocznie jesteś zbyt mało dojrzały emocjonalnie by ją docenić. 🙂

  6. Chętnie skomentuje rozterki autora. Mija się z prawdą to co piszesz, występ był jak najbardziej udany, kontakt z publicznością był, nie wiem skąd tyle żalu i rozczarowania. Chyba siedziałeś gdzieś z tyłu albo słoń na ucho ci nadepną i Ci się na oczy rzuciło.

  7. Koncert był fatalny. Scena jak z przed 15 lat z płachtą. Widzieliście scenę z ostatnich koncertów Edyty Górniak. Widzieliście w jakiej była formie wokalnej, proszę Was….Mariah kilkanaście razy nie trafiła we frazę, była masa fałszów, połykania całych słów piosenek. Zespół graf fatalnie i odpustowo. Jestem jej fanem od 1990 roku znam każdą piosenkę. Byłem na koncercie Georga Michael, Madonny, Beyonce i Whitney Houston. Koncert Mariah nie dorównał nawet minimalnie do poziomu powyższych.
    Cher robi show hahaha chyba w domu staców. Pójdz dziecko na szhow Madonny to się dowiesz co to jest koncert.
    Diva wszech czasów która nie radzi sobie na scenie ani wokalnie ani z publicznością, ba nawet nie ogarnia muzycznie swojego zespólu, a jedyne co ma do powiedzenia to wymiena swoich albumów z pytaniem czy je kupiliście. Załosne. Nie mówiąc już o dancingowych sukienkach rodem z potańcówki w remizie. Kich i plastik, infantylności połączona z megalomanią na swoim punkcie. Najgorszy koncert i największa porażka dekady.

  8. Byłem, widziałem, zgadzam się, podczas koncertu odpaliłem tindera z nudów…. nie wiem co się stało tej parówce, ale lata jej świetności [jeśli można powiedzieć, że kiedykolwiek ją miała] minęły. Już chyba występ Dody na dniach kapusty robi większe wrażenie, niż ten festyn który było dane mi oglądać w poniedziałek.

  9. Ale się uśmiałam z tego wpisu! 20 lat temu poszłabym na jej koncert pełna ekscytacji, ale nad tym nawet się nie zastanawiałam. To nie ta sama Mariah co kiedyś.. A szkoda, bo kiedyś przy jej piosenkach potrafiłam się wzruszać.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here