„Emerytowana wokalistka, piosenkarka bez przeboju…” Co o Marinie mówi jej nowa płyta?

40

Powiedzieć, że Marina Łuczenko ma ostatnio w polskich internetach przejebane to nie powiedzieć nic. Nie ona pierwsza i nie ostatnia, ale w tym całym zamieszaniu najmniej mówi się o jej nowej płycie, a miał to być przecież najważniejszy punkt jej dotychczasowej kariery, więc oto z pomocą wjeżdżam ja białym koniu. Nie oczekuję recenzji albumów na Pudelku, Marina sama niepotrzebnie podkłada się portalom i to wygląda jak wygląda, ale jak oglądam jej wywiad z niby jakąś dziennikarką muzyczną, która zamiast rozmawiać z nią o płycie, ciągnie dyskusję w rejony hejterskiej piety, to sobie myślę, że jednak absolutnie wszyscy chcą sobie uszczknąć tej klikalności, nieważnie jak ładnie i ekskluzywnie się reklamują. Zatem do meritum – jaka jest nowa płyta Mariny „On My Way”?

Wiem, że czekacie na werdykt jak więzień na wolność, więc nie będę trzymał was w niepewności do ostatniego akapitu. „On My Way” to jeden z najlepszych popowych albumów w Polsce w 2017. A konkurencja nie jest w ciemię bita, bo nasz rynek przeżywa w ostatnich latach prawdziwy renesans. Tylko w tym roku ukazał się przebojowy krążek „Monkey Business” Margaret, której single hulają po zagranicznych rozgłośniach radiowych, absolutnie genialna „Discordia” Natalii Nykiel i rewelacyjny romans z awangardą Natalii Kukulskiej z albumem „Halo tu Ziemia”. Wymieniam tylko kobiece, bo mam już dość mężczyzn, ale to tak na marginesie. Wracając do Mariny – jej debiutancki „HardBeat” był w 2011 równie dużym powiewem świeżości co przytoczone wyżej dzieła. Wprowadził na salony flirt z electropopem, modnym wówczas dubstepem i klubowymi rytmami, które do tamtej pory (za wyjątkiem twórczości Reni Jusis i mniej komercyjnych twórców) kojarzył się raczej w polskim wykonaniu z przebojami ze wschodnich dyskotek. I choć internauci lubują się w określaniu Łuczenko jako emerytowanej piosenkarki, to nawet gdyby na tę emeryturę miała faktycznie przejść, to jej spuścizna już po tej jednej płycie byłaby całkiem przyjemna. Kto nie wycierał dupy na parkiecie do „Electric Bass” niech pierwszy rzuci kamieniem!

Ale dobrze, wróćmy do „On My Way”, bo w przeciwieństwie do tytułu, za chwilę znowu zgubię wątek. Prace nad albumem poprzedziła operacja na strunach głosowych Mariny i choć ciężko tutaj umieszczać tak przykrą przygodę w jakimś pozytywnym kontekście, to brzmienie jej wokalu na tej płycie aż prosi się o podsumowanie pt. „Wyszło jej to na dobre!”. Głos Łuczenko jest osadzony dużo mocniej i niżej, co sprawia, że na dolnych rejestrach miło drapie uszy i przywołuje wręcz wymarzone skojarzenia z Alicią Keys. Słychać to chyba najlepiej w utworze „How Dare You”, który jest zaskakująco udaną mieszanką brytyjskiego rozleniwienia z  pościelowym r’n’b i szczyptą skojarzeń (ten refren!) z hitem Shakespears Sister „Radio Hello”.

Album w dużej części został wyprodukowany w Londynie i to słychać, bo jego brzmienie jest bardzo dystyngowane, nie ma tutaj wariackiej pogoni za radiowym przebojem i chwytliwym bitem. Co nie znaczy przecież, że subtelność nie wpada w ucho. Wręcz przeciwnie! „Complete” z powodzeniem mogłaby wyśpiewać słynąca z dobrej ręki do melodii SIA, „M.I.A” chodzi za mną od tygodnia, a przy „Sin” może odchodzić na parkiecie niezła pedaliada. Wybaczcie też, że kolejny raz gramy w skojarzenia, ale dla mnie to niczym nie ujmuje oryginalności, a może obrazowo pokazać z jakim materiałem mamy do czynienia. „Hiding In The Water” będący jednym z najmocniejszych punktów płyty, brzmi jak bardzo udany mariaż komercyjnego popu i mojej ukochanej Fever Ray. I nie są to porównania na wyrost, bo kompozycje na „On My Way” mają to czego brakuje wielu polskim produkcjom czyli dbałości o detale, wielowymiarowości i przestrzeni. Można jej z przyjemnością słuchać po kilka razy z rzędu, bo czai się tam wiele niespodzianek, dźwięków i smaczków, które nie sposób wyłapać po pierwszym odsłuchu. Otwierające płytę „Lay My Body Down” kradnie nieco show pozostałym utworom i zamiast lecieć z kolejnymi, człowiek ma ochotę na replay. Umówmy się, to są kłopoty bogactwa.

Tak udany efekt końcowy nie wziął się znikąd, bo nad „On My Way” pracował ciekawie sklecony zespół producentów i tekściarzy. Ciekawie, bo z jednej strony mamy tutaj m.in. Jamesa Arthura i kolesi produkujących m.in. dla Beyonce czy Missy Elliott, a z drugiej naszą polską reprezentację w osobach Bartka Królika (którego nikomu przedstawiać nie trzeba) i Rafała Malickiego – tu dla młodszych podpowiedź, to jest pan od Mosqitoo. Mimo eklektyzmu w brzmieniach, całość brzmi zaskakująco spójnie. Jak udało się to osiągnąć i jak dokładnie wyglądała praca w studiu, tego mam nadzieję, że dowiem się z wywiadu z Mariną, który chciałbym w najbliższym czasie przeprowadzić. Póki co, z czystym sercem polecam zapoznanie się z „On My Way”, bo szkoda by było, aby internetowy szum i niepotrzebne pyskówki z mediami sprawiły, że zapomnimy o tym, że Marina jest bardzo utalentowaną laską, która wydała właśnie świetną płytę.

 

22859697_10155837712033622_5949265949905881683_o

40 KOMENTARZE

  1. Marina to nie moja bajka muzyczna, ale po Twojej recenzji chętnie przesłucham jej płytę, aby wyrobić sobie własne zdanie.
    Dziwi mnie jedno, że dziewczyna, która nie chce być postrzegana jako tylko żona swego męża, celebrytka na wakacjach czy zakupach, zgadza się na taki wywiad (jak piszesz, bo nie widziałam, nie czytałam), gdzie nowo wydana płyta jest najmniej istotna.

    Na szczęście Ty i Twój biały rumak nie zawiedliście 😀

  2. Masz rację całkowitą – mam nadzieję, że jej prawnicy zaczną reagować na te kłamstwa na niej temat i całość nie przysłoni jednak faktu, że to płyta tego roku – idealnie, że nie poszła torem radiowo hitowym w stylu polskim – dla mnie to solidny album z UK sound…

  3. To dobra płyta szeroko chwalona w UK i Italy, a w Polsce jest układ ekipy z WP, TVN, Onet, SE i Fakt, w sumie kilka osób co jej zazdrości i ma za zadanie zniszczyć – tylko, że brakuje im argumentów i prawnicy ich rozniosą

  4. ile Mara zapłaciła? Przesłuchałam płytę i porównywać ją do N. Kukulskiej? Byłam ostatnio na jej koncercie, co prawda nie jestem wielką fanką jej twórczości, ale trzeba przyznać, że płytę nagrała całkiem niezłą. Co do Mariny, przestań mówić, cały czas o Wojtku, o tym jak Ci źle, a wtedy ludzie czy pies przestanie hejtować. Na 10 wywiadów, 10 było o tym że jest żoną Wojtka, do tego sama o tym cały czas przypomina. Płyta jak najbardziej na nie moim zdaniem, nic nowego nie wprowadza. Nie hejtuję, bo to nie jest moim zamiarem, nie nie jestem zazdrosna….( chociaz Wojtek w sumie wydaje się być fajnym chłopakiem) po prostu Marina przestań pier** farmazony , rób swoje a w końcu może nagrasz coś fajnego. Nowa płyta… jestem na nie

  5. Tak entuzjastycznej recenzji nie czytalam od czasow `Appetite for Destruction` Guns n roses. Cos mi tu nie gra z tym twoim tzw. `czystym sercem`. Album jest zdecydowanie ponizej przecietnej wedle innych recenzji a porowniania z najwiekszymi gwiazdami rynku pop zdrowo na wyrost. Hejt jest wstretny ale umizgiwanie sie niewiele lepsze.

  6. Przesluchalem te plyte jeszcze raz. Ani jedna piosenka nie zrobila na mnie wrazenia. Pamietam electric bass faktycznie byl super. Ale od tej piosenki minelo sporo czasu. Umiejetnosci wokalne pozostawiaja wiele do zyczenia, mowie o utworach wykonywanych na zywo. Nie rozumiem czym sie tu zachwycac, ale tak samo mialem gdy podjarany piosenka Honoraty Skarbek wrzucales jej piosenke co kilka godzin na swoje instastories. Piosenka jest slaba tak samo jak teledysk do niej dorobiony. A sluchaczy na spotify jak na lekarstwo. Wracajac do Mariny slusznie zauwazyles ze sama sie podklada i pewnie nadal tak bedzie, mysle ze biprac pod uwage jej wiek i doswiadczenie w mediach powinna byc bardziej ogarnieta. Chcialbym zeby znowu stworzyla jakis dobry hit i zebysmy mogli byc z niej dumni za granica, ale nic tego nie zapowiada.

    • Nie rozumiem czym tu się zachwycać… No i nie musisz rozumieć, odbiór muzyki jest rzeczą subiektywną, nie będę pisał, że coś mi się nie podoba albo nie wpadło w ucho tylko dlatego, że ktoś ma takie zdanie. Ja mam inne 🙂 A co do bycia dumnym zagranicą to w UK i Włoszech już o jej płycie napisali, więc potencjalnie grunt pod to, żeby ktoś tego albumu posłuchał jest. Nie uzależniałbym też dumy od sukcesów międzynarodowych, bo to ślepa uliczka.

      • Pewnie, masz sporo racji to twoja subiektywna opinia. Marina ma nikle szanse na zaistnienie, na plycie nie ma hitu ktory wpadnie w ucho i ktory beda graly rozglosnie, ma tez mierny odbior na spotify. Gdzie napisalem o tym ze determinuje dume sukcesem narodowym ? Napisalem tylko ze chcialbym byc z niej dumny za granica, i ze zycze jej hitu. I szkoda mi dziewczyny bo ma warunki a marnuje czas na pyskowki zamiast swiadomie dzialac na rzecz promocji plyty. Oczywiscie moze to tez byc strategia.

        • A skąd Ty masz nagle statystyki Spotify? Bo na iTunes zagranicznym jest mega dużo odsłuchań – wywiad z nią we Włoszech jest teraz wszędzie, bo tamta gazeta ma 3 mln czytelnników dziennie.

          I co ma radio do hitów? Przecież teraz w radiach gra się to co Sony, Warner lub Universal podadzą na tacy, więc nikt tu się nawet nie łudzi, że niezależnie wydającą zagrają…

      • Przepraszam bardzo ….mam mala uwage,owszem pisano o jej albumie,ale to tylko wzmianki o tym,ze zona bramkarza Juventusu takowy wydala.nikt jej plyty nie recenzowal.przykre…ale fakty.

  7. Niektóre wypowiedzi są zbyt zmanierowane i niosą nie tyle szczerej recenzji ile chęci osobiście zabłysnąć. O gustach się nie dyskutuje. Ilość sprzedanych płyt dawno nie zależy od sztuki, a jedynie od reklamy oraz ukazania się w telewizji. A reklama i czas na antenie – to było jest i będzie sprawą układów i pieniędzy. Talenty tu nerwowo pala niedopałki w kąciku, a zatarte i znudzone idoli robią na scenie swoje. Ile zdolnych machnęło na show-business ręką nie dając rady rywalizacji z zakwaśniałymi „gospodarzami” . Marinie zaś poradzę nikogo nie kopiować i nie próbować trafić w jakiś tam trend. Przy takim układzie traci się indywidualność. I tą stratę nie uratuje nawet anielski głos. Natomiast obnażenie serca wyostrza słuch wewnętrzny człowieka i on nie będzie tracił czas na banalne poszukiwanie fizycznych błędów w wokalu.

  8. Nie mam płyty,ale słyszałam „Hiding in The water „…moje klimaty….lecz wydaje mi się,że instrumental inspirowany Soundtrack’em Project X.Szkoda ,że wciągnęła się w tę wojnę z Pudlem,bo może więcej osób by wciagnelo..Lepiej niektóre rzeczy przemilczeć i planować trasę!!Skoro tak świetnie kupuje ją zagranica,to może niech tam zacznie

  9. Szafiarki, krawcowe, żony piłkarzy i kucharzy – gwiazdami piosenki. Nie wiem kogo bardziej żal – tych plastikowych Honoratek i Margaretek, czy ich fanów.
    Ot, pokolenie orgazmów w ipodzie.

  10. Płyta jest fantastyczna ale jej problemem jest to że jak napisałeś wdaje się w pyskówki z mediami a do tego przyłącza się jeszcze mąż. sory ale jego komentarze w stronę korwin piotrowskiej (nie bronię absolotunie) były na poziomie podwórkowym. Gdyby Marina najprościej nie odnosiła się do negatywnych komentarzy i przechodziła obok nich obojętnie nie przysłoniłoby to premiery jakże swietnego krążka.

  11. Ja mogę rzucić kamieniem bo przy Electric Bass nie tańczyłam, zwłaszcza że hit to nie był.
    Da się wyczuć dużo pochlebstw.
    Nikt nie oczekuje , tworzenia radiowych hitów, raczej dobrych piosenek wpadających w ucho.
    Komercyjny hit nie jest niczym złym, wszak po to wydaje się płytę by do kogoś z nią trafić, by ktoś jej słuchał , by na niej zarobić.
    Komercyjny hit nie musi być technicznie słabym, tak jak bycie hitem nie gwarantuje jakości.
    Tutaj mamy pościelowy , przeciętny album, skupiony na bólach Mariny.
    Szkoda , bo z takim potencjałem, zarówno wizualnym, wokalnym jak i finansowym mogło być to coś dużego.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here